Rozdzialik prosty, przyjemny, średniej długości. Zapraszam!
____________________________________________________________________________________________
Wychodząc z klasy pani Auditore, Remus
był dość roztrzęsiony. Co takiego oznaczał ten symbol? Dlaczego nauczycielka
tak bardzo broniła tego sekretu? Czy miała coś wspólnego z tym ugrupowaniem,
skoro książka należała do niej? Te pytania krążyły w jego głowie cały czas.
Wiedział, że źle robią, że rzeczywiście powinni zaprzestać poszukiwań… Ale
skoro Remus widział już ten symbol, skoro nawet mu się śnił i do tego znaleźli
ten pas… Coś musiało być na rzeczy. To były powody, dla których postanowił sam
z siebie zaproponować złamanie narzuconych przez nauczycielkę zasad. Uśmiechnął
się lekko i usiadł na parapecie zaraz obok Jamesa.
- To jak zamierzamy to zrobić? – Zapytał okularnik.
Zapadła chwila ciszy.
- Megan nam pomoże… - Zaczął Remus.
- Nie możemy polegać tylko na niej – wtrącił gniewnie Syriusz. – Jest mądra i przebiegła, ale nie ona znalazła ten znak.
Peter spojrzał na niego rozbawiony.
- Jesteś zazdrosny? – Zapytał.
- O co niby – warknął Black.
- O to, że Megan zawsze jest gdzieś przy nas i momentami staje się częścią naszych planów…
Syriusz nonszalancko przeczesał dłonią swoje sięgające ramion, czarne włosy i westchnął.
- To jest bez sensu. Wpieprza się. To my jesteśmy Huncwotami, nie ona, do cholery. A jest wszędzie, gdzie my. Przy naszej kłótni była, nawet brała w niej udział. Teraz też jest. Mógłbym wymienić co najmniej dwadzieścia kolejnych momentów życia, kiedy ona też z nami była! Nie należy do nas. – Powiedział i oparł się o ścianę.
Reszta Huncwotów spojrzała na siebie z rozbawieniem na twarzy.
- Może, ale czy to nie jest fajne? Dziewczyna z podobnymi do nas zainteresowaniami, ładna, przebiegła… - zaczął wymieniać James.
- To nie jest fajne – mruknął Black.
- A mi się wydaję, że to, co robisz to swego rodzaju chamski podryw. Podoba ci się, więc po niej jedziesz – Remus wzruszył ramionami i obejrzał się za siebie, wyglądając przez okno. Po zimie nie było już prawie śladu. Kwiaty zaczynały powoli rozkwitać, trawa z żółtego koloru, zmieniała się w zieloną, zwierzęta budziły się i przede wszystkim – robiło się ciepło. To było najważniejsze. Może nie dla Remusa, który nie odczuwał zmian temperatur, ale dla innych, tych normalnych uczniów już tak.
- Błagam cię, Lupin. Ja i Night? Poza tym, ona jest starsza, jak ty. Fuu – podsumował Syriusz tonem kończącym rozmowę.
Wszyscy wzruszyli ramionami. Bycie ze straszą dziewczyną jakoś ich nie kręciło. Na razie.
Remus wstał.
- Chodźmy powoli. Musimy dojść do lochów. Eliksiry – powiedział.
Odpowiedział mu cichy jęk załamanego człowieka, wydobywający się z ust Petera. On chyba najbardziej z nich wszystkich nienawidził tego przedmiotu.
- Pet, dlaczego ty tak nie lubisz elków? – Zagadnął chłopaka Syriusz, kiedy schodzili po schodach.
- Po prostu. Trzeba się stuprocentowo trzymać przepisu. I śmierdzi – Pettigrew zmarszczył nos.
- Ale przecież gotujesz. No to też masz tam przepis…
- Tylko, że nie muszę się go rygorystycznie trzymać. Nie jest tak, że kiedy dodam czegoś trochę za dużo, to umrę jak będę jadł.
- A ta ryba? Fugu? Jak źle ją pokroisz to możesz kogoś zabić – wtrącił James.
- No może jest kilka takich potraw. Ale tylko kilka. A w eliksirach prawie zawsze tak jest – Peter zaciekle bronił swojego stanowiska.
- Ja tam rozumiem Petera. To jest irytujące, kiedy musisz trzymać się tak rygorystycznie tego, co ktoś ci napisał. I robić wszystko tak dokładnie – powiedział Remus.
- TY – zaakcentował Syriusz – się nie odzywaj. Bo TY i tak sobie radzisz. Zawsze i wszędzie.
Mina Blacka była tak zabawna, że musieli się zaśmiać.
Pod klasę dotarli równo z dzwonkiem. Wszyscy już tam stali, a oni wbiegli w ludzi z głośnym śmiechem.
- Potter, Black, Pettigrew i Lupin! – Krzyknął Slughorn. – Co wy sobie wyobrażacie? Zachowujecie się jak dzieci! Jesteście na drugim roku nauki, a zachowujecie się jak sześciolatki! Gryffindor traci przez was dziesięć punktów!
Chłopcy zrobili miny z serii „co” i spojrzeli na nauczyciela.
- Ale jak my nic nie zrobiliśmy – krzyknął Syriusz i rozłożył ręce.
- Jak to? A spóźnienie na lekcję?
- Byliśmy równo z dzwonkiem tutaj!
- I to w jakim stylu! Wbiegliście w kolegów. Mogło się coś stać!
- Ale nic się nie stało! Wszyscy są cali i zdrowi, żadnych ran, złamań, nic!
- Black nie kłóć się ze mną!
- Będę, bo jest pan nie fair w stosunku do nas i tyle – warknął Syriusz.
- Masz szlaban!
- No i za co niby??
- Za pyskowanie. Koniec. Dzisiaj o siedemnastej do mojego gabinetu. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej. Wchodzić – nauczyciel zakończył tą kłótnię zirytowanym głosem, patrząc na Syriusza spojrzeniem mogącym zabić.
Uczniowie weszli do klasy zaraz za nauczycielem, a czarnowłosy ociągał się najbardziej. Wszedł ostatni, głośno zamykając drzwi.
- Jeszcze coś, panie Black? – Zapytał Slughorn wściekle.
- Nie przyjdę do pana – powiedział Syriusz.
- A to dlaczego?
- Bo nie mam powodu – chłopak wzruszył nonszalancko ramionami.
- Czy niewystarczającym dla ciebie powodem jest fakt, że ja każę ci to zrobić?
- Dokładnie. Skąd pan wiedział? – Syriusz uniósł teatralnie brwi.
Remus westchnął głośno. Cała klasa w napięciu słuchała wymiany zdań pomiędzy uczniem i nauczycielem. Kiedy profesor Slughorn się zdenerwuje, nie da za wygraną. Jeszcze nikt nie złamał złego nauczyciela eliksirów.
- Black, zaraz odejmę twojemu domowi kolejne punkty, proszę przestać się ze mną kłócić!
- Ależ ja się nie kłócę. Ja tylko informuję pana o zaistniałej sytuacji. Nie przyjdę, bo nie ma pan prawa dawać mi szlabanu za to, że bronię swojej niewinności. Nic się nie stało, nie miał pan żadnych podstaw do odejmowania punktów Gryffindorowi. Tyle panu powiem.
Nauczyciel zrobił się czerwony jak burak i zacisnął usta.
- Miałem podstawy! – Krzyknął.
- Proszę mi je więc wyłożyć, ponieważ ich nie dostrzegam – Syriusz uśmiechnął się w jego stronę miło.
- Spóźniliście się, wbiegliście w kolegów, co mogło skończyć się nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Black zaśmiał się lekko.
- Po pierwsze, nie spóźniliśmy się, a przybiegliśmy równo z dzwonkiem. Po drugie, nikomu nic się nie stało, powiem więcej, wszyscy śmiali się z tej sytuacji! A to, co pan mówi, to tak, jakby wchodząc do klasy, odejmował pan po dwadzieścia punktów każdemu domowi, bo w czasie lekcji ktoś mógłby coś zrobić. Nie jest pan, z całym szacunkiem oczywiście, jasnowidzem, a nauczycielem eliksirów.
Po zakończonej przemowie nastała pełna napięcia cisza. Wszyscy zerkali to na profesora, to na chłopaka. Po chwili ten pierwszy odezwał się, a raczej warknął.
- Na miejsce Black! Nie chcę tracić na ciebie czasu. Odwołuję ci szlaban i dodaję te dziesięć punktów Gryffindorowi, ale wiedz, że to ostatni raz!
- Oczywiście – Syriusz odszedł do przyjaciół z wyraźnym tryumfem na twarzy. Wszyscy patrzeli na niego z podziwem.
***
O wyczynie Blacka mówiono przez cały dzień. Nawet wtedy, gdy Lucjusz Malfoy wyśmiał nauczycielkę mugoloznawstwa, która potem płakała przez całą lekcję. Nawet wtedy cała szkoła żyła tym, co zrobił ten młodszy. Nie, żeby chłopak czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Napawał się tym. Bawiło to jego przyjaciół… Za wyjątkiem Remusa.
- Po co się z nim kłóciłeś?? – Zapytał go na obiedzie.
- Oj, przestań. Nie mam szlabanu, dodał nam tamte punkty… A ty jeszcze masz problem? – Pokręcił głową i nałożył sobie pierś z kurczaka na talerz.
- Tak, bo przesadziłeś – mruknął Lupin.
- Przesadził? To było idealne! – Powiedziała z podziwem Eleanor, siadając naprzeciwko nich. – Nikt, rozumiecie, nikt nigdy go nie złamał. Syriusz… Brawo – dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- To jak zamierzamy to zrobić? – Zapytał okularnik.
Zapadła chwila ciszy.
- Megan nam pomoże… - Zaczął Remus.
- Nie możemy polegać tylko na niej – wtrącił gniewnie Syriusz. – Jest mądra i przebiegła, ale nie ona znalazła ten znak.
Peter spojrzał na niego rozbawiony.
- Jesteś zazdrosny? – Zapytał.
- O co niby – warknął Black.
- O to, że Megan zawsze jest gdzieś przy nas i momentami staje się częścią naszych planów…
Syriusz nonszalancko przeczesał dłonią swoje sięgające ramion, czarne włosy i westchnął.
- To jest bez sensu. Wpieprza się. To my jesteśmy Huncwotami, nie ona, do cholery. A jest wszędzie, gdzie my. Przy naszej kłótni była, nawet brała w niej udział. Teraz też jest. Mógłbym wymienić co najmniej dwadzieścia kolejnych momentów życia, kiedy ona też z nami była! Nie należy do nas. – Powiedział i oparł się o ścianę.
Reszta Huncwotów spojrzała na siebie z rozbawieniem na twarzy.
- Może, ale czy to nie jest fajne? Dziewczyna z podobnymi do nas zainteresowaniami, ładna, przebiegła… - zaczął wymieniać James.
- To nie jest fajne – mruknął Black.
- A mi się wydaję, że to, co robisz to swego rodzaju chamski podryw. Podoba ci się, więc po niej jedziesz – Remus wzruszył ramionami i obejrzał się za siebie, wyglądając przez okno. Po zimie nie było już prawie śladu. Kwiaty zaczynały powoli rozkwitać, trawa z żółtego koloru, zmieniała się w zieloną, zwierzęta budziły się i przede wszystkim – robiło się ciepło. To było najważniejsze. Może nie dla Remusa, który nie odczuwał zmian temperatur, ale dla innych, tych normalnych uczniów już tak.
- Błagam cię, Lupin. Ja i Night? Poza tym, ona jest starsza, jak ty. Fuu – podsumował Syriusz tonem kończącym rozmowę.
Wszyscy wzruszyli ramionami. Bycie ze straszą dziewczyną jakoś ich nie kręciło. Na razie.
Remus wstał.
- Chodźmy powoli. Musimy dojść do lochów. Eliksiry – powiedział.
Odpowiedział mu cichy jęk załamanego człowieka, wydobywający się z ust Petera. On chyba najbardziej z nich wszystkich nienawidził tego przedmiotu.
- Pet, dlaczego ty tak nie lubisz elków? – Zagadnął chłopaka Syriusz, kiedy schodzili po schodach.
- Po prostu. Trzeba się stuprocentowo trzymać przepisu. I śmierdzi – Pettigrew zmarszczył nos.
- Ale przecież gotujesz. No to też masz tam przepis…
- Tylko, że nie muszę się go rygorystycznie trzymać. Nie jest tak, że kiedy dodam czegoś trochę za dużo, to umrę jak będę jadł.
- A ta ryba? Fugu? Jak źle ją pokroisz to możesz kogoś zabić – wtrącił James.
- No może jest kilka takich potraw. Ale tylko kilka. A w eliksirach prawie zawsze tak jest – Peter zaciekle bronił swojego stanowiska.
- Ja tam rozumiem Petera. To jest irytujące, kiedy musisz trzymać się tak rygorystycznie tego, co ktoś ci napisał. I robić wszystko tak dokładnie – powiedział Remus.
- TY – zaakcentował Syriusz – się nie odzywaj. Bo TY i tak sobie radzisz. Zawsze i wszędzie.
Mina Blacka była tak zabawna, że musieli się zaśmiać.
Pod klasę dotarli równo z dzwonkiem. Wszyscy już tam stali, a oni wbiegli w ludzi z głośnym śmiechem.
- Potter, Black, Pettigrew i Lupin! – Krzyknął Slughorn. – Co wy sobie wyobrażacie? Zachowujecie się jak dzieci! Jesteście na drugim roku nauki, a zachowujecie się jak sześciolatki! Gryffindor traci przez was dziesięć punktów!
Chłopcy zrobili miny z serii „co” i spojrzeli na nauczyciela.
- Ale jak my nic nie zrobiliśmy – krzyknął Syriusz i rozłożył ręce.
- Jak to? A spóźnienie na lekcję?
- Byliśmy równo z dzwonkiem tutaj!
- I to w jakim stylu! Wbiegliście w kolegów. Mogło się coś stać!
- Ale nic się nie stało! Wszyscy są cali i zdrowi, żadnych ran, złamań, nic!
- Black nie kłóć się ze mną!
- Będę, bo jest pan nie fair w stosunku do nas i tyle – warknął Syriusz.
- Masz szlaban!
- No i za co niby??
- Za pyskowanie. Koniec. Dzisiaj o siedemnastej do mojego gabinetu. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej. Wchodzić – nauczyciel zakończył tą kłótnię zirytowanym głosem, patrząc na Syriusza spojrzeniem mogącym zabić.
Uczniowie weszli do klasy zaraz za nauczycielem, a czarnowłosy ociągał się najbardziej. Wszedł ostatni, głośno zamykając drzwi.
- Jeszcze coś, panie Black? – Zapytał Slughorn wściekle.
- Nie przyjdę do pana – powiedział Syriusz.
- A to dlaczego?
- Bo nie mam powodu – chłopak wzruszył nonszalancko ramionami.
- Czy niewystarczającym dla ciebie powodem jest fakt, że ja każę ci to zrobić?
- Dokładnie. Skąd pan wiedział? – Syriusz uniósł teatralnie brwi.
Remus westchnął głośno. Cała klasa w napięciu słuchała wymiany zdań pomiędzy uczniem i nauczycielem. Kiedy profesor Slughorn się zdenerwuje, nie da za wygraną. Jeszcze nikt nie złamał złego nauczyciela eliksirów.
- Black, zaraz odejmę twojemu domowi kolejne punkty, proszę przestać się ze mną kłócić!
- Ależ ja się nie kłócę. Ja tylko informuję pana o zaistniałej sytuacji. Nie przyjdę, bo nie ma pan prawa dawać mi szlabanu za to, że bronię swojej niewinności. Nic się nie stało, nie miał pan żadnych podstaw do odejmowania punktów Gryffindorowi. Tyle panu powiem.
Nauczyciel zrobił się czerwony jak burak i zacisnął usta.
- Miałem podstawy! – Krzyknął.
- Proszę mi je więc wyłożyć, ponieważ ich nie dostrzegam – Syriusz uśmiechnął się w jego stronę miło.
- Spóźniliście się, wbiegliście w kolegów, co mogło skończyć się nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Black zaśmiał się lekko.
- Po pierwsze, nie spóźniliśmy się, a przybiegliśmy równo z dzwonkiem. Po drugie, nikomu nic się nie stało, powiem więcej, wszyscy śmiali się z tej sytuacji! A to, co pan mówi, to tak, jakby wchodząc do klasy, odejmował pan po dwadzieścia punktów każdemu domowi, bo w czasie lekcji ktoś mógłby coś zrobić. Nie jest pan, z całym szacunkiem oczywiście, jasnowidzem, a nauczycielem eliksirów.
Po zakończonej przemowie nastała pełna napięcia cisza. Wszyscy zerkali to na profesora, to na chłopaka. Po chwili ten pierwszy odezwał się, a raczej warknął.
- Na miejsce Black! Nie chcę tracić na ciebie czasu. Odwołuję ci szlaban i dodaję te dziesięć punktów Gryffindorowi, ale wiedz, że to ostatni raz!
- Oczywiście – Syriusz odszedł do przyjaciół z wyraźnym tryumfem na twarzy. Wszyscy patrzeli na niego z podziwem.
***
O wyczynie Blacka mówiono przez cały dzień. Nawet wtedy, gdy Lucjusz Malfoy wyśmiał nauczycielkę mugoloznawstwa, która potem płakała przez całą lekcję. Nawet wtedy cała szkoła żyła tym, co zrobił ten młodszy. Nie, żeby chłopak czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Napawał się tym. Bawiło to jego przyjaciół… Za wyjątkiem Remusa.
- Po co się z nim kłóciłeś?? – Zapytał go na obiedzie.
- Oj, przestań. Nie mam szlabanu, dodał nam tamte punkty… A ty jeszcze masz problem? – Pokręcił głową i nałożył sobie pierś z kurczaka na talerz.
- Tak, bo przesadziłeś – mruknął Lupin.
- Przesadził? To było idealne! – Powiedziała z podziwem Eleanor, siadając naprzeciwko nich. – Nikt, rozumiecie, nikt nigdy go nie złamał. Syriusz… Brawo – dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Chłopak
posłał jej tylko jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i zaczął jeść.
Remus pokręcił głową z dezaprobatą, ale również z uśmiechem na ustach.
- Teraz literatura z krukonami, czujecie to? – Zagadnęła ich Megan.
- Co się tak do tego palisz, co? – Zapytał James, patrząc na nią znad wielkiej góry sałatki z kurczakiem.
- Megan uwielbia pisać – powiedziała Dorcas, patrząc w niebo. A w zasadzie w sufit.
- Nie tylko ona – wtrącił z rozbawieniem Damien, siedzący obok dziewczyny. Jakoś tak się ułożyło, że praktycznie cały drugi rocznik z Gryffindoru siedział obok siebie. Nawet Kingsley.
- Ty też? – Remus załamał się lekko.
- Nie, nie ja. Erick – blondyn spojrzał na swojego sąsiada, który siedział uśmiechnięty.
- Taak! Już nie mogę się doczekać tej literatury. To będzie świetne – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Erick, czemu my nigdy nic razem nie napisaliśmy, co? – Głos Megan był wzburzony. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i odchyliła się lekko w tył.
- Nie wiem! To jest okropne! – Lawson otworzył szeroko oczy i rozchylił usta.
Siedzący naokoło nich ludzie westchnęli głęboko, a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. Cały stół gryfonów spojrzał na drugorocznych z dezaprobatą.
- A ty Dorcas też nie bądź taka negatywna! Przecież widziałem, że coś tam skrobiesz na lekcjach – powiedział Syriusz. Przyjaciele spojrzeli na niego.
- Co? Ja? Nie… - Dziewczyna zaczerwieniła się lekko.
- Jak nie? Przecież siedzę obok ciebie na OPCM. Piszesz wierszyki!
Meadowes wgryzła się w swoją dolną wargę.
- To słodkie. Ja na przykład nie umiem pisać wierszy. Zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie pisarskim, ale za opowiadanie detektywistyczne. Rymy są dla mnie obce – Megan wzruszyła ramionami.
- A ty Erick? – Zapytał Kingsley. – Jesteś poetą?
- Znam słowa o poetach, że są nieszczęśliwi. Wpół nadludzcy, wpół ludzcy, a tylko ćwierć żywi, lunatyczni jak światło, księżycowi poeci, których duch ponad światem z kometami gdzieś leci.* - Wyrecytował z piękną dykcją chłopak, ale zaraz dodał. – Lecz sam rymów nie rozumiem, a gdy je stworze, niech Merlin wam dopomoże.
- Teraz literatura z krukonami, czujecie to? – Zagadnęła ich Megan.
- Co się tak do tego palisz, co? – Zapytał James, patrząc na nią znad wielkiej góry sałatki z kurczakiem.
- Megan uwielbia pisać – powiedziała Dorcas, patrząc w niebo. A w zasadzie w sufit.
- Nie tylko ona – wtrącił z rozbawieniem Damien, siedzący obok dziewczyny. Jakoś tak się ułożyło, że praktycznie cały drugi rocznik z Gryffindoru siedział obok siebie. Nawet Kingsley.
- Ty też? – Remus załamał się lekko.
- Nie, nie ja. Erick – blondyn spojrzał na swojego sąsiada, który siedział uśmiechnięty.
- Taak! Już nie mogę się doczekać tej literatury. To będzie świetne – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Erick, czemu my nigdy nic razem nie napisaliśmy, co? – Głos Megan był wzburzony. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i odchyliła się lekko w tył.
- Nie wiem! To jest okropne! – Lawson otworzył szeroko oczy i rozchylił usta.
Siedzący naokoło nich ludzie westchnęli głęboko, a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. Cały stół gryfonów spojrzał na drugorocznych z dezaprobatą.
- A ty Dorcas też nie bądź taka negatywna! Przecież widziałem, że coś tam skrobiesz na lekcjach – powiedział Syriusz. Przyjaciele spojrzeli na niego.
- Co? Ja? Nie… - Dziewczyna zaczerwieniła się lekko.
- Jak nie? Przecież siedzę obok ciebie na OPCM. Piszesz wierszyki!
Meadowes wgryzła się w swoją dolną wargę.
- To słodkie. Ja na przykład nie umiem pisać wierszy. Zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie pisarskim, ale za opowiadanie detektywistyczne. Rymy są dla mnie obce – Megan wzruszyła ramionami.
- A ty Erick? – Zapytał Kingsley. – Jesteś poetą?
- Znam słowa o poetach, że są nieszczęśliwi. Wpół nadludzcy, wpół ludzcy, a tylko ćwierć żywi, lunatyczni jak światło, księżycowi poeci, których duch ponad światem z kometami gdzieś leci.* - Wyrecytował z piękną dykcją chłopak, ale zaraz dodał. – Lecz sam rymów nie rozumiem, a gdy je stworze, niech Merlin wam dopomoże.
Jego
słowa wywołały kolejną salwę śmiechu i gromkie brawa. Lawson ukłonił się lekko.
- Jesteście wszyscy nienormalni. Artyści – mruknął Kinglsey, a kilka osób spojrzało na swoje talerze. Kilka, czyli Dorcas, Megan, Erick, Remus i Damien… Ale także James i Syriusz. Dlaczego? Nie wiadomo.
***
Weszli do klasy. Night usiadła z Lawsonem w pierwszej ławce środkowego rzędu. Przyjaciele widząc to, zaśmiali się lekko. Oni spojrzeli tylko na siebie z uśmiechem i wyczekiwali, aż nauczycielka zacznie mówić. Megan zauważyła, – co nie było trudne – że kobieta nie ma na sobie szaty. Dredy spięła chustką, ubrała kremową koszulę i czarne, dopasowane, wytarte spodnie. Wyglądała jak zwyczajna osoba. Jej nadnaturalność zdradzała jedynie piękna, biała różdżka, którą dzierżyła w dłoni.
- Witajcie – przemówiła miłym, ciepłym głosem. – Pewnie dziwicie się, że takie mugolskie lekcje będą prowadzone w Hogwarcie, ale ministerstwo, jak to ministerstwo chciało pokazać, że troszczy się o waszą edukację i dodało takowe przedmioty do każdej szkoły. Po co? Żebyście wychodząc stąd, nie byli ułomami matematycznymi, znali chociaż kilka podstawowych lektur czarodziejskich i mieli jakąkolwiek koordynację fizyczną, nie związaną z qudditchem. Rozumiecie, co? – Uśmiechnęła się.
Klasa pokiwała głosami, ale dało się słyszeć również szepty.
- Powiedzcie mi… Czy ktokolwiek jest w ogóle pozytywnie nastawiony do mojego przedmiotu? – Zapytała.
Megan i Erick od razu podnieśli rękę. Poza nimi uczynili to także Dorcas i Remus, Lily i kilka osób z Ravenclawu. Nauczycielka uśmiechnęła się.
- Cieszę się. Myślałam, że wszyscy będziecie przychodzić na lekcje jak zombie, albo w ogóle was nie zobaczę – powiedziała. – Na tych lekcjach będziemy uczyć się pisania podstawowych form wypowiedzi, czyli listu, sprawozdania… Ale poza tym będziemy też czytać. O tak, kochani! – Zaśmiała się, kiedy po klasie przeszedł pomruk niezadowolenia. – Macie tak piękną bibliotekę! A pewnie niewielu z was korzysta z niej poza wypracowaniami i lekcjami, co? Ja to widzę. Jesteście przyziemni, mocno stający po ziemi. A te lekcje dadzą wam, choć trochę lekkości pisarzy! Może niektórzy odnajdą nawet pisarskie powołanie? Kto wie!
Megan wymieniła z Erickiem porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje uśmiechali się szeroko.
- W takim razie spytam od razu. Kto potrafi napisać list i jest w stanie wymienić mi jego cechy?
Oczywiście pierwsza ławka środkowego rzędu podniosła ręce. Poza nimi, uczyniło to kilka innych osób. Całą lekcję nauczycielka na zmianę zadawała im pytania i śmiała się z ich nikłej wiedzy. Zapisali obowiązkowe lektury i sposób oceniania, po czym profesorka zakończyła lekcję. Pochwaliła jeszcze pierwszą ławkę za aktywność i dodała dwadzieścia punktów gryfonom. Megan zdecydowanie polubiła tą kobietę. Była zabawna i wyluzowana.
- Jesteście wszyscy nienormalni. Artyści – mruknął Kinglsey, a kilka osób spojrzało na swoje talerze. Kilka, czyli Dorcas, Megan, Erick, Remus i Damien… Ale także James i Syriusz. Dlaczego? Nie wiadomo.
***
Weszli do klasy. Night usiadła z Lawsonem w pierwszej ławce środkowego rzędu. Przyjaciele widząc to, zaśmiali się lekko. Oni spojrzeli tylko na siebie z uśmiechem i wyczekiwali, aż nauczycielka zacznie mówić. Megan zauważyła, – co nie było trudne – że kobieta nie ma na sobie szaty. Dredy spięła chustką, ubrała kremową koszulę i czarne, dopasowane, wytarte spodnie. Wyglądała jak zwyczajna osoba. Jej nadnaturalność zdradzała jedynie piękna, biała różdżka, którą dzierżyła w dłoni.
- Witajcie – przemówiła miłym, ciepłym głosem. – Pewnie dziwicie się, że takie mugolskie lekcje będą prowadzone w Hogwarcie, ale ministerstwo, jak to ministerstwo chciało pokazać, że troszczy się o waszą edukację i dodało takowe przedmioty do każdej szkoły. Po co? Żebyście wychodząc stąd, nie byli ułomami matematycznymi, znali chociaż kilka podstawowych lektur czarodziejskich i mieli jakąkolwiek koordynację fizyczną, nie związaną z qudditchem. Rozumiecie, co? – Uśmiechnęła się.
Klasa pokiwała głosami, ale dało się słyszeć również szepty.
- Powiedzcie mi… Czy ktokolwiek jest w ogóle pozytywnie nastawiony do mojego przedmiotu? – Zapytała.
Megan i Erick od razu podnieśli rękę. Poza nimi uczynili to także Dorcas i Remus, Lily i kilka osób z Ravenclawu. Nauczycielka uśmiechnęła się.
- Cieszę się. Myślałam, że wszyscy będziecie przychodzić na lekcje jak zombie, albo w ogóle was nie zobaczę – powiedziała. – Na tych lekcjach będziemy uczyć się pisania podstawowych form wypowiedzi, czyli listu, sprawozdania… Ale poza tym będziemy też czytać. O tak, kochani! – Zaśmiała się, kiedy po klasie przeszedł pomruk niezadowolenia. – Macie tak piękną bibliotekę! A pewnie niewielu z was korzysta z niej poza wypracowaniami i lekcjami, co? Ja to widzę. Jesteście przyziemni, mocno stający po ziemi. A te lekcje dadzą wam, choć trochę lekkości pisarzy! Może niektórzy odnajdą nawet pisarskie powołanie? Kto wie!
Megan wymieniła z Erickiem porozumiewawcze spojrzenia. Obydwoje uśmiechali się szeroko.
- W takim razie spytam od razu. Kto potrafi napisać list i jest w stanie wymienić mi jego cechy?
Oczywiście pierwsza ławka środkowego rzędu podniosła ręce. Poza nimi, uczyniło to kilka innych osób. Całą lekcję nauczycielka na zmianę zadawała im pytania i śmiała się z ich nikłej wiedzy. Zapisali obowiązkowe lektury i sposób oceniania, po czym profesorka zakończyła lekcję. Pochwaliła jeszcze pierwszą ławkę za aktywność i dodała dwadzieścia punktów gryfonom. Megan zdecydowanie polubiła tą kobietę. Była zabawna i wyluzowana.
* - Zygmunt Jan Rumel "O poetach"
Lunaris