Ps. look at boczna zakładka
_________________________________________________________________________________________
Ta lekcja była bardzo zabawna dla gryfonów; tym bardziej dla Huncwotów.
- Zadowoleni z siebie, pisarze? - Zaśmiał się Syriusz, kiedy wychodzili z klasy. Uderzył przy tym lekko Megan i Ericka.
- Stuprocentowo i niezaprzeczalnie - odpowiedziała dziewczyna.
- Śmiałbym nawet dodać, iż jestem pozytywnie zaskoczony wysokimi kompetencjami oraz niebywale prostym, aczkolwiek utrzymującym poziom prowadzeniem lekcji przez ową, sprowadzoną nagle i znikąd niby z mgły nauczycielkę - dodał głosem filozofa Lawson.
Cała grupa drugorocznych gryfonów westchnęła teatralnie.
***
Siedziała w swoim pokoju na łóżku i patrzyła na symbol, który wręczył jej Remus. Znała go skądś, ale nie potrafiła przypomnieć sobie skąd. Zaczęła bujać się na boki, starając się przypomnieć sobie cokolwiek. W takich sytuacjach jak ta bardzo rzadko zdarza się, że nasz mózg nas posłucha i zrobi to, o co go poprosimy. Megan miała tak samo. Spędziła całe pół godziny na myśleniu o symbolu i w końcu się poddała. Z westchnieniem wstała, wyciągnęła podręczniki i zaczęła robić zadania.
***
Huncwoci po raz kolejny siedzieli w zamkniętej od wewnątrz klasie. Po niewielkim sukcesie osiągniętym przez Petera wstąpiła w nich nowa energia i dlatego teraz James potrafił skupić się na tyle, że na czubku jego głowy wyrastały rogi, a Syriusz przy niewielkim wysiłku sprawiał, że wyrastał mu czarny, psi ogon. Remus patrzał na to z naganą, ale w głębi duszy był wdzięczny. Oni poświęcają się dla niego. Dla wilkołaka. Chciał im powiedzieć, jak bardzo się cieszy i jak wdzięczny im jest, ale... Miał gdzieś wewnętrznie ochotę pozostać tym rygorystycznym Remusem.
Oparł się o ścianę ze znudzenia. Siedzieli tutaj już trzecią godzinę i o ile jego przyjaciele byli w pewnym sensie zajęci, to on nic nie robił. Dawno skończył wszystkie zadania domowe i inne rzeczy... Teraz pozostało mu tylko patrzenie na resztę i zastanawianie się, jak długo zajmie im ta nauka. Westchnął cicho.
- Wiesz, Remmy... Mógłbyś wymyślić nam przezwiska. - Stwierdził James.
- Oo! To jest super pomysł! - Krzyknął Peter. - Zawsze chciałem mieć jakąś fajną ksywkę, jak superbohaterowie w filmach.
Syriusz i Remus parsknęli śmiechem, ale po chwili zdali sobie sprawę z faktu, że ich przyjaciele nie żartują.
- Serio chcecie mieć ksywki? - Zapytał Black.
Peter spojrzał porozumiewawczo na okularnika.
- No jasne. Zobacz, już mamy nazwę bandy. Jesteśmy Huncwotami. No i teraz przydałyby nam się jakieś ksywy, żeby dopełnić jeszcze całą idee gangu - Potter uśmiechnął się od ucha do ucha.
Czarnowłosy zamyślił się.
- W zasadzie... To nie jest głupie...
- No jasne, że nie jest! To jest zarąbiste!! - Powiedział Peter z entuzjazmem. - Wiemy już, w co się będziemy zmieniać. Ja jestem szczurem, Syriusz psem, a James... - tu zastanowił się. - Czym ty jesteś?
- Jeleniem chyba. Te robi przynoszą mi na myśl jelenia - okularnik wzruszył ramionami.
- Po pierwsze - Remus wstał i spojrzał na Petera - kiedy wymieniasz osoby, siebie mów na końcu, to jest niepisana zasada. - Pettigrew westchnął, a wilkołak spojrzał na Jamesa. - Po drugie, mówi się przywodzą na myśl, a nie przynoszą. - Potter przekręcił oczami, teraz spojrzenie Lupina padło na okno. - A po trzecie... To jest fajny pomysł, ale ja nie wiem, czy umiem wymyślać ksywki.
Syriusz jako jedyny, do którego Remus się nie przyczepił, zabrał głos:
- Potrafisz. - Uśmiechnął się. - Dawaj, myśl. A my skupiamy się dalej.
Z westchnieniem wrócił na swoje poprzednie miejsce, wyciągnął pergamin, pióro i atrament i zaczął pisać na nim pojedyncze słówka.
Rozmyślania Remusa nad przezwiskami przerwał głośny okrzyk zdziwienia, wydobywający się z ust Petera. Wilkołak spojrzał w jego stronę, ale pierwszy, co zwróciło jego uwagę była zaskakująca rzecz - wielki jeleń, stojący obok Syriusza.
- Co - wykrztusił Lupin.
- Udało ci się!! - Krzyknął Syriusz. - STARY, ZROBIŁEŚ TO! NA GACIE MARLINA, ZROBIŁEŚ TO!!!
Peter zaczął się śmiać i poklepał jelenia po boku, na co ten wydał z siebie dziwny, gardłowy dźwięk.
- Brawo, James! - Krzyknął Remus.
- Ja też chcę! Ja też!! - Powiedział, Peter. Zamknął oczy i... Po chwili nie było już Petera, tylko mały, szary szczurek.
Remus zrobił duże oczy.
- Syriusz...? - Zapytał. Nie uzyskał jednak odpowiedzi. - Syriusz?? - Zaczął rozglądać się za swoim przyjacielem.
Nagle, coś w niego wbiegło. Gdy odsunął to od siebie, okazało się, że był to wielki, czarny pies.
- Zrobiliście to! Chłopaki, nie wierzę!! - Remus ze zdziwienia wypuścił powietrze z ust i uśmiechnął się.
Był szczęśliwy.
***
Gdy skończyła odrabiać zadania domowe i nauczyła się na OPCM, rzuciła jeszcze raz okiem na karteczkę leżącą na jej łóżku. Westchnęła i, uznając, że nadal nie pamięta, położyła ją na biurko, chwyciła swój duży notatnik oraz długopis, usiadła na łóżku i opierając się o ścianę, podłączyła słuchawki do swojego telefonu, po czym puściła muzykę. Przymknęła na chwilę oczy i już nie było jej w Hogwarcie. Była w Nowym Jorku, w 17 wieku. Był zachód słońca, którego promienie delikatnie oświetlały uliczkę, żegnając się z nią. Miały sprawy do załatwienia w innych częściach świata. Młoda dziewczyna siedziała na ławce przy ulicy, po której co chwila przejeżdżały dorożki wiozące bogatą szlachtę. Ona jednak nie była w tej części hierarchii społecznej. To jednak nie przeszkadzało jej. Nie musiała przestrzegać rygorystycznych zasad, ubierać się w idealnie skrojone i zbyt długie skunie... Ona była wolna. Względnie wolna. Wstała i skierowała się w stronę swojego domu. Znajdował się on na uboczu miasta, więc musiała dość długo iść. Mijała niezliczoną ilość osób - od szlachty po pospólstwo. W pewnym momencie ktoś złapał ją za ramię i pociągnął lekko. Odwróciła się i ujrzała Luke'a. Luke był wysokim chłopcem o blond włosach i niebieskich oczach. Miał na sobie. . .
- Najpierw opiszmy wygląd, a potem co on w ogóle tutaj robi i kim on do cholery jest - westchnęła. - To ma być idealne i delikatne, a nie. Jeszcze raz.
...Luke'a. Rozejrzała się wokół. . .
- Bo mogła się też rozejrzeć wotrójkąt czy coś.
... i uśmiechnęła lekko. Luke był szlachcicem i nie wiedzieć czemu, przyczepił się do niej. To jednak nie był ten sposób "podążania" za drugą osobą, o jakim czytała w romantycznych książkach. Ten człowiek po prostu za nią chodził, wpadał na nią przy każdej okazji i rozmawiał z nią o dziwnych rzeczach. Mówił o marzeniach, o opowieściach przeczytanych w książkach i wszystko to ubierał w tak zgrabne słowa, że Maria musiała go słuchać. To było naturalne. Często odpowiadała na jego pytania, typu "o czym marzysz?" , "chciałabyś być łowcą smoków, czy wolałabyś je tresować?" ... To były ich tematy. Jednak zawsze widywali się właśnie w takich chwilach jak ta - kiedy niewiele było osób na ulicach. Ludzie nie patrzyliby na nich przychylnie. Szlachcic powinien rozmawiać tylko z innymi szlachcicami. Tak już jest.
- To może w końcu wygląd? Nie? Dobra...
Właśnie miała opisać dialog między Marią, a Lukiem, ale nie udało się jej to. Spojrzała bowiem na swoją torbę i doznała nagłego oświecenia.
***
Wychodzili już z sali Historii Magii - ostatniego w tym dniu przedmiotu-, kiedy Megan wbiegła między nich z wyraźnym tryumfem na twarzy. Syriusz i Peter zostali złapani i brutalnie pociągnięci za rękawy, zaś James z Remusem przywołani do porządku władczym głosem. Dziewczyna szła szybkim krokiem z przodu, w pewnym momencie teatralnie odgarniając włosy na plecy. Miała na sobie mundurek, ale z uwagi na jej charakter wyróżniał ją plecak, który bardziej przypominał głowę maskotki-lwa. Przynajmniej tematycznie.
- Zadowoleni z siebie, pisarze? - Zaśmiał się Syriusz, kiedy wychodzili z klasy. Uderzył przy tym lekko Megan i Ericka.
- Stuprocentowo i niezaprzeczalnie - odpowiedziała dziewczyna.
- Śmiałbym nawet dodać, iż jestem pozytywnie zaskoczony wysokimi kompetencjami oraz niebywale prostym, aczkolwiek utrzymującym poziom prowadzeniem lekcji przez ową, sprowadzoną nagle i znikąd niby z mgły nauczycielkę - dodał głosem filozofa Lawson.
Cała grupa drugorocznych gryfonów westchnęła teatralnie.
***
Siedziała w swoim pokoju na łóżku i patrzyła na symbol, który wręczył jej Remus. Znała go skądś, ale nie potrafiła przypomnieć sobie skąd. Zaczęła bujać się na boki, starając się przypomnieć sobie cokolwiek. W takich sytuacjach jak ta bardzo rzadko zdarza się, że nasz mózg nas posłucha i zrobi to, o co go poprosimy. Megan miała tak samo. Spędziła całe pół godziny na myśleniu o symbolu i w końcu się poddała. Z westchnieniem wstała, wyciągnęła podręczniki i zaczęła robić zadania.
***
Huncwoci po raz kolejny siedzieli w zamkniętej od wewnątrz klasie. Po niewielkim sukcesie osiągniętym przez Petera wstąpiła w nich nowa energia i dlatego teraz James potrafił skupić się na tyle, że na czubku jego głowy wyrastały rogi, a Syriusz przy niewielkim wysiłku sprawiał, że wyrastał mu czarny, psi ogon. Remus patrzał na to z naganą, ale w głębi duszy był wdzięczny. Oni poświęcają się dla niego. Dla wilkołaka. Chciał im powiedzieć, jak bardzo się cieszy i jak wdzięczny im jest, ale... Miał gdzieś wewnętrznie ochotę pozostać tym rygorystycznym Remusem.
Oparł się o ścianę ze znudzenia. Siedzieli tutaj już trzecią godzinę i o ile jego przyjaciele byli w pewnym sensie zajęci, to on nic nie robił. Dawno skończył wszystkie zadania domowe i inne rzeczy... Teraz pozostało mu tylko patrzenie na resztę i zastanawianie się, jak długo zajmie im ta nauka. Westchnął cicho.
- Wiesz, Remmy... Mógłbyś wymyślić nam przezwiska. - Stwierdził James.
- Oo! To jest super pomysł! - Krzyknął Peter. - Zawsze chciałem mieć jakąś fajną ksywkę, jak superbohaterowie w filmach.
Syriusz i Remus parsknęli śmiechem, ale po chwili zdali sobie sprawę z faktu, że ich przyjaciele nie żartują.
- Serio chcecie mieć ksywki? - Zapytał Black.
Peter spojrzał porozumiewawczo na okularnika.
- No jasne. Zobacz, już mamy nazwę bandy. Jesteśmy Huncwotami. No i teraz przydałyby nam się jakieś ksywy, żeby dopełnić jeszcze całą idee gangu - Potter uśmiechnął się od ucha do ucha.
Czarnowłosy zamyślił się.
- W zasadzie... To nie jest głupie...
- No jasne, że nie jest! To jest zarąbiste!! - Powiedział Peter z entuzjazmem. - Wiemy już, w co się będziemy zmieniać. Ja jestem szczurem, Syriusz psem, a James... - tu zastanowił się. - Czym ty jesteś?
- Jeleniem chyba. Te robi przynoszą mi na myśl jelenia - okularnik wzruszył ramionami.
- Po pierwsze - Remus wstał i spojrzał na Petera - kiedy wymieniasz osoby, siebie mów na końcu, to jest niepisana zasada. - Pettigrew westchnął, a wilkołak spojrzał na Jamesa. - Po drugie, mówi się przywodzą na myśl, a nie przynoszą. - Potter przekręcił oczami, teraz spojrzenie Lupina padło na okno. - A po trzecie... To jest fajny pomysł, ale ja nie wiem, czy umiem wymyślać ksywki.
Syriusz jako jedyny, do którego Remus się nie przyczepił, zabrał głos:
- Potrafisz. - Uśmiechnął się. - Dawaj, myśl. A my skupiamy się dalej.
Z westchnieniem wrócił na swoje poprzednie miejsce, wyciągnął pergamin, pióro i atrament i zaczął pisać na nim pojedyncze słówka.
Rozmyślania Remusa nad przezwiskami przerwał głośny okrzyk zdziwienia, wydobywający się z ust Petera. Wilkołak spojrzał w jego stronę, ale pierwszy, co zwróciło jego uwagę była zaskakująca rzecz - wielki jeleń, stojący obok Syriusza.
- Co - wykrztusił Lupin.
- Udało ci się!! - Krzyknął Syriusz. - STARY, ZROBIŁEŚ TO! NA GACIE MARLINA, ZROBIŁEŚ TO!!!
Peter zaczął się śmiać i poklepał jelenia po boku, na co ten wydał z siebie dziwny, gardłowy dźwięk.
- Brawo, James! - Krzyknął Remus.
- Ja też chcę! Ja też!! - Powiedział, Peter. Zamknął oczy i... Po chwili nie było już Petera, tylko mały, szary szczurek.
Remus zrobił duże oczy.
- Syriusz...? - Zapytał. Nie uzyskał jednak odpowiedzi. - Syriusz?? - Zaczął rozglądać się za swoim przyjacielem.
Nagle, coś w niego wbiegło. Gdy odsunął to od siebie, okazało się, że był to wielki, czarny pies.
- Zrobiliście to! Chłopaki, nie wierzę!! - Remus ze zdziwienia wypuścił powietrze z ust i uśmiechnął się.
Był szczęśliwy.
***
Gdy skończyła odrabiać zadania domowe i nauczyła się na OPCM, rzuciła jeszcze raz okiem na karteczkę leżącą na jej łóżku. Westchnęła i, uznając, że nadal nie pamięta, położyła ją na biurko, chwyciła swój duży notatnik oraz długopis, usiadła na łóżku i opierając się o ścianę, podłączyła słuchawki do swojego telefonu, po czym puściła muzykę. Przymknęła na chwilę oczy i już nie było jej w Hogwarcie. Była w Nowym Jorku, w 17 wieku. Był zachód słońca, którego promienie delikatnie oświetlały uliczkę, żegnając się z nią. Miały sprawy do załatwienia w innych częściach świata. Młoda dziewczyna siedziała na ławce przy ulicy, po której co chwila przejeżdżały dorożki wiozące bogatą szlachtę. Ona jednak nie była w tej części hierarchii społecznej. To jednak nie przeszkadzało jej. Nie musiała przestrzegać rygorystycznych zasad, ubierać się w idealnie skrojone i zbyt długie skunie... Ona była wolna. Względnie wolna. Wstała i skierowała się w stronę swojego domu. Znajdował się on na uboczu miasta, więc musiała dość długo iść. Mijała niezliczoną ilość osób - od szlachty po pospólstwo. W pewnym momencie ktoś złapał ją za ramię i pociągnął lekko. Odwróciła się i ujrzała Luke'a. Luke był wysokim chłopcem o blond włosach i niebieskich oczach. Miał na sobie. . .
- Najpierw opiszmy wygląd, a potem co on w ogóle tutaj robi i kim on do cholery jest - westchnęła. - To ma być idealne i delikatne, a nie. Jeszcze raz.
...Luke'a. Rozejrzała się wokół. . .
- Bo mogła się też rozejrzeć wotrójkąt czy coś.
... i uśmiechnęła lekko. Luke był szlachcicem i nie wiedzieć czemu, przyczepił się do niej. To jednak nie był ten sposób "podążania" za drugą osobą, o jakim czytała w romantycznych książkach. Ten człowiek po prostu za nią chodził, wpadał na nią przy każdej okazji i rozmawiał z nią o dziwnych rzeczach. Mówił o marzeniach, o opowieściach przeczytanych w książkach i wszystko to ubierał w tak zgrabne słowa, że Maria musiała go słuchać. To było naturalne. Często odpowiadała na jego pytania, typu "o czym marzysz?" , "chciałabyś być łowcą smoków, czy wolałabyś je tresować?" ... To były ich tematy. Jednak zawsze widywali się właśnie w takich chwilach jak ta - kiedy niewiele było osób na ulicach. Ludzie nie patrzyliby na nich przychylnie. Szlachcic powinien rozmawiać tylko z innymi szlachcicami. Tak już jest.
- To może w końcu wygląd? Nie? Dobra...
Właśnie miała opisać dialog między Marią, a Lukiem, ale nie udało się jej to. Spojrzała bowiem na swoją torbę i doznała nagłego oświecenia.
***
Wychodzili już z sali Historii Magii - ostatniego w tym dniu przedmiotu-, kiedy Megan wbiegła między nich z wyraźnym tryumfem na twarzy. Syriusz i Peter zostali złapani i brutalnie pociągnięci za rękawy, zaś James z Remusem przywołani do porządku władczym głosem. Dziewczyna szła szybkim krokiem z przodu, w pewnym momencie teatralnie odgarniając włosy na plecy. Miała na sobie mundurek, ale z uwagi na jej charakter wyróżniał ją plecak, który bardziej przypominał głowę maskotki-lwa. Przynajmniej tematycznie.
Night zaprowadziła ich w jeden z wielu zaułków szkolnych. Usiadła na dość niskim i szerokim parapecie bez słowa i w tej samej ciszy zaczęła wyciągać z plecaka dziwne przedmioty - mały, srebrny nóż z rzeźbioną, biało-szkarłatną rączką, wyglądający na bardzo drogi, notatnik oprawiony w skórę, naszyjnik przypominający nieśmiertelnik. Chłopcy jeden po drugim siadali na ziemi przed dziewczyną. Ona tylko rozejrzała się wokół, odłożyła swój plecak na ziemię i westchnęła,
- Kojarzyłam ten symbol. Wiedziałam, że skądś go znam. I wiecie, co się okazało? Że rzeczywiście, widziałam go już. I to nie w typowych momentach życia. Te rzeczy - skinęła głową w stronę przedmiotów wyciągniętych z torby; mówiła bezbarwnym, momentami pretensjonalnym tonem - miałam w pokoju. Notatnik jest prawie pusty, zapisane są w nim cztery strony. Najlepszym jest fakt, że to muszą - tu uniosła wskazujący palec - być ostatnie cztery strony całej historii, która była zapisana w poprzednim, albo nawet poprzednich notatnikach. Bo tak to wygląda, posłuchajcie.
I zaczęła czytać.
- Kojarzyłam ten symbol. Wiedziałam, że skądś go znam. I wiecie, co się okazało? Że rzeczywiście, widziałam go już. I to nie w typowych momentach życia. Te rzeczy - skinęła głową w stronę przedmiotów wyciągniętych z torby; mówiła bezbarwnym, momentami pretensjonalnym tonem - miałam w pokoju. Notatnik jest prawie pusty, zapisane są w nim cztery strony. Najlepszym jest fakt, że to muszą - tu uniosła wskazujący palec - być ostatnie cztery strony całej historii, która była zapisana w poprzednim, albo nawet poprzednich notatnikach. Bo tak to wygląda, posłuchajcie.
I zaczęła czytać.
Byłem w wielu miejscach świata, zrobiłem wiele. Nie muszę już dłużej żyć. Wszystko zaplanowałem, wszystko jest idealne i dopracowane. Artefakt ocalony, już jest w drodze do bezpiecznego miejsca. Moi bracia będą bronić twierdzy tak długo, jak będzie to możliwe. Ale do środka i tak nie wejdą. Zamek ochroniłem jego mocą. To nie było proste zadanie - wiem przecież, jak działa Artefakt, wiem, jakie są konsekwencje jego używania. Myślę jednak, że uodporniłem się na nie. Zdążyłem już oszaleć i zagubić zdrowy umysł. W mojej głowie pozostały tylko nauki z młodości, te podstawowe - wysuń, wbij, odłóż ciało, wsuń, uciekaj. Nie daj się wykryć. Nie narażaj bractwa. Nie zabijaj niewinnych. A zabiłem wielu. Ale to inne życie, w tamtym błądziłem wiele. Później to zrozumiałem, a jeszcze później przyznałem się do wielkiego błędu. Teraz umrę tutaj, w moim ulubionym miejscu - bibliotece. W ręku trzymam nasze Kredo. Jest ciężkie, martwię się o to. Myślę, że mogłem zdziałać więcej, na przykład streścić je. Byłoby bardziej przejrzyste, nowicjusze nie mieliby problemu z jego zapamiętaniem. Ale cóż, teraz nic już nie zrobię. Może moi następcy, tak, oni na pewno o tym pomyślą. To dobrzy ludzie i jeszcze lepsi uczniowie. Czasami myślę, że przewyższyli i mnie. Nie popełniają tak wielkich błędów. To jednak nie wszystko, bo przecież jest wiele dróg... Tyle rzeczy mogą wybrać, tyle innych złych decyzji podjąć. Tego się obawiam. Że nie dadzą sobie rady. Wiem też, że to, co stanie się za kilka godzin na dziedzińcu będzie okropne. Umrze tak wiele członków Bractwa... Lecz oni wiedzą, że tak trzeba. Tamci muszą myśleć, że Artefakt przepadł, ja razem z nim i z Nas nikt nie pozostał. To jest ważne, tak musi być. Tylko tak Go ochronimy. Poza tym, oni nie mają już władców. Śmiem myśleć, że nie będzie z nimi tak wielkiego problemu. Powiedziałbym więcej - jeśli moi uczniowie są tak dobrzy, za jakich ich uważam, walka będzie długa i krwawa. I może nawet uda nam się wygrać. Rozważyłem taką ewentualność i powiedziałem im wszystkim, co następuje: "jeżeli ktokolwiek z was przeżyje, jedźcie za nimi i znajdźcie ich swoimi umiejętnościami; potem pomóżcie im odrodzić Bractwo tam; to wy będziecie Mistrzami." Tak musi być, to cały czas jest w mojej głowie. Tak musi być.
Teraz pozostaje mi tylko powtarzać sobie to jak mantrę. Z małymi przerwami na najważniejsze:
Nic nie jest prawdziwe,
Wszystko jest dozwolone.
Teraz pozostaje mi tylko powtarzać sobie to jak mantrę. Z małymi przerwami na najważniejsze:
Nic nie jest prawdziwe,
Wszystko jest dozwolone.
Megan skończyła czytać. Spojrzała na nich ze zmęczeniem w jasnobrązowych oczach. Huncwoci jednak tylko patrzeli po sobie, a ich twarze wyrażały zagubienie.
- Co to wszystko znaczy?
Night westchnęła.
- Gdybym wiedziała, nie martwiłabym się tak. Ale nie wiem. To wygląda na zakończenie historii, mówię. Ale nie ma w tym żadnych nazw, żadnych wskazówek, miejsc... Nic. Po prostu nic.
Remus oprał głowę o ścianę po swojej prawej. Zrobił to dość gwałtownie. Jego mózg wydawał się być wypełniony jakimś gęstym i klejącym płynem, który uniemożliwiał mu prawidłową pracę. To było okropne.
- Ja znam skądś te słowa z końca - mruknął bardziej do siebie, ale i tak wszyscy na niego spojrzeli. - Na prawdę je znam, no! Ale nie potrafię sobie przypomnieć... Ugh!
Syriusz, który siedział obok niego, położył mu dłoń na ramieniu i odezwał się:
- A co z resztą?
Megan jakby wyrwana z głębokiego zamyślenia spojrzała na pozostałe przedmioty.
- To jest nóż do rzucania - wzięła ostry przedmiot do ręki. - Nie wiem tylko, dlaczego się nie stępił. Nie ostrzyłam go od kilku lat, a znalazłam, kiedy miałam sześć lat. Nigdy nikomu go nie pokazywałam, ale on ma ten symbol tutaj - wskazała na miejsce złączenia klingi z ostrzem. Rzeczywiście był tam niezrozumiały trójkąt. Podała im nóż.
Chłopcy patrzyli na niego niepewnie. Peter trzymał go z dłoniach jak pajęczaka, który w każdej chwili może go zaatakować. James przejechał palcem po ostrzu. Syriusz lekko dotknął czubka, a na opuszku jego palca pokazała się mała, czerwona kropka. Remus wziął nóż i rzucił nim w drewnianą ramę okna. Wbił się idealnie po środku listwy z głuchym stuknięciem.
- Jest bardzo ostry - stwierdził.
- Bardzo, bardzo - skwitowała Megan. - Ato jest jedna z bardziej zastanawiających rzeczy. - Powiedziała, unosząc naszyjnik. - Ma wypalony znak i z tej strony jest srebrny. Jak obrócę go na drugą stronę, wygląda jak szkiełko, prześwituje prawie cały. Widać tylko literki.
- Jakie? - Zapytali Huncwoci równocześnie.
- Dwa A - powiedziała z westchnieniem.
- Oddzielone kropkami? Pokaż - mruknął Syriusz i zabrał Megan wisiorek. Przyglądał się mu przez chwilę, a potem zmarszczył brwi. - Może to inicjały?
- Ale kogo... - Jęknął Peter.
Remus zrobił duże oczy i nabrał powietrza.
- Wiem - powiedział. - Kto krzyczał, kiedy pytałem o symbol? Kto zakazał mi szukać odpowiedzi??
Przyjaciele spojrzeli na niego zdumieni.
- Co to wszystko znaczy?
Night westchnęła.
- Gdybym wiedziała, nie martwiłabym się tak. Ale nie wiem. To wygląda na zakończenie historii, mówię. Ale nie ma w tym żadnych nazw, żadnych wskazówek, miejsc... Nic. Po prostu nic.
Remus oprał głowę o ścianę po swojej prawej. Zrobił to dość gwałtownie. Jego mózg wydawał się być wypełniony jakimś gęstym i klejącym płynem, który uniemożliwiał mu prawidłową pracę. To było okropne.
- Ja znam skądś te słowa z końca - mruknął bardziej do siebie, ale i tak wszyscy na niego spojrzeli. - Na prawdę je znam, no! Ale nie potrafię sobie przypomnieć... Ugh!
Syriusz, który siedział obok niego, położył mu dłoń na ramieniu i odezwał się:
- A co z resztą?
Megan jakby wyrwana z głębokiego zamyślenia spojrzała na pozostałe przedmioty.
- To jest nóż do rzucania - wzięła ostry przedmiot do ręki. - Nie wiem tylko, dlaczego się nie stępił. Nie ostrzyłam go od kilku lat, a znalazłam, kiedy miałam sześć lat. Nigdy nikomu go nie pokazywałam, ale on ma ten symbol tutaj - wskazała na miejsce złączenia klingi z ostrzem. Rzeczywiście był tam niezrozumiały trójkąt. Podała im nóż.
Chłopcy patrzyli na niego niepewnie. Peter trzymał go z dłoniach jak pajęczaka, który w każdej chwili może go zaatakować. James przejechał palcem po ostrzu. Syriusz lekko dotknął czubka, a na opuszku jego palca pokazała się mała, czerwona kropka. Remus wziął nóż i rzucił nim w drewnianą ramę okna. Wbił się idealnie po środku listwy z głuchym stuknięciem.
- Jest bardzo ostry - stwierdził.
- Bardzo, bardzo - skwitowała Megan. - Ato jest jedna z bardziej zastanawiających rzeczy. - Powiedziała, unosząc naszyjnik. - Ma wypalony znak i z tej strony jest srebrny. Jak obrócę go na drugą stronę, wygląda jak szkiełko, prześwituje prawie cały. Widać tylko literki.
- Jakie? - Zapytali Huncwoci równocześnie.
- Dwa A - powiedziała z westchnieniem.
- Oddzielone kropkami? Pokaż - mruknął Syriusz i zabrał Megan wisiorek. Przyglądał się mu przez chwilę, a potem zmarszczył brwi. - Może to inicjały?
- Ale kogo... - Jęknął Peter.
Remus zrobił duże oczy i nabrał powietrza.
- Wiem - powiedział. - Kto krzyczał, kiedy pytałem o symbol? Kto zakazał mi szukać odpowiedzi??
Przyjaciele spojrzeli na niego zdumieni.
Świetny rozdział! Dużo się dzieje teraz i jest naprawdę ciekawie. Syriusz jest pieskiem *.* Kocham go! Nie mogę się doczekać następnego :*
OdpowiedzUsuńAwaw :3
UsuńDziękuję za komentarz, kiciu!
Lunaris
Hej, dopiero pierwszy raz postanowiłam skomentować. Miałam dużo czasu w ferie, ale...
OdpowiedzUsuńNiedawno wpadłam na tego bloga (zupełnie przypadkiem) i niezwykle mi się spodobał.
Po pierwsze: jest Remus <3
Po drugie: są Huncwoci
Po trzecie: jest duuuużo akcji
Po czwarte: potrafisz trzymać czytelników w napięciu :)
Co do rozdziału - animagi <3 James jako jeleń :*
I Syriusz jako piesek :* (kocham psy <3)
Czekam na kolejny rozdział,
Pozdrawiam :)
Patrycja
Wow, dziękuję w takim razie, że zaczęłaś komentować! Dziękuję za miłe słówka i mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na dłużej :*
UsuńLunaris
Dzisiaj wyjątkowo trochę krytyki, bo widzę potrzebę. Mam nadzieje, ze się nie pogniewasz i weźmiesz rady pod uwagę. Szczególnie pierwszą, bo razi.
OdpowiedzUsuń1. Powiedz mi jak sie pisze wieki? Cyframi arabskimi czy rzymskimi? Dobrze, a teraz poprawiaj błąd. Nie 17 wieku, a XVIIw.
2. Mam nadzieje, ze fragment książki Megan miał jakiś sens dla historii, bo jak nie to nie powinien się znaleźć w rozdziale i na razie wygląda mi na tak zwany "zapychacz".
3. Stanowczo za szybko stali się animgami. Pyk i już... To dla mnie niemal nie do przełknięcia... Za łatwo im soe udało, szczególnie, ze w kanonie był nawet - jeśli dobrze pamiętam - późniejszy rok ich całkowicie pomyślnej przemiany.
Dobrze, powiedzmy, ze to będzie na tyle 😊. Po za tym podoba mi sie coraz bardziej wartka akcja i zastanawiam się co też będzie dalej.
Życzę weny, czasu, zdrowia,
Dora <3
Ew, masz rację :c Znaczy wieki to zwykła pomyłka, ale fragment idk czemu napisałam, po prostu zaczęłąm i chciałam tym pokazać jej zamiłowanie do pisarstwa, a co do animagów, to też mam takie odczucie, ale w zasadzie oni to robią już ponad cztery miesiące, bo w święta zaczęli, a tu jest marzec... I uznałam, że są niebywali i daliby radę. Po prostu nie mogłam się tego doczekać już XD Może powinnam być cierpliwsza :D
UsuńDziękuję za komentarz!
Lunaris