środa, 30 września 2015

1. Jej zapach był najpiękniejszy.

Tak. Mówiłam, że będą tu inne opowiadania. Więc macie. Dzisiaj dam to, a jutro może drugą część.
TO NIE JEST Z FANDOMU POTTEROWSKIEGO.
Ps. Pozwoliłyście ;) (do pewnych osób)

_________________________________________________________________________________


Typ: seria opowiadań - Seria Zmysłowa
Gatunek: Fantasy
Fandom: --
Bohaterowie: Ethan Wate, Alex Midnight, Remus Lupin (niby Potter, ale nie), Megan Night
Zastrzeżenia: Małe, malutkie przekleństwa... Albo nawet jedno.
Informacje dodatkowe: W ' ' pisane są myśli, lub rozmowy telepatyczne
_________________________________________________________________________________


       Pachniało świeżo skoszoną trawą. Siedziałem na starej, brązowej ławce w parku, czekając na Remusa. Miał przyjść godzinę temu, a jak go nie było, tak nie ma. Dlaczego zawsze się spóźnia?!
Siedząc, patrzyłem jak dwa ptaki goniły się na trawie. Usłyszałem, że toś biegnie, więc spojrzałem w stronę, z której dochodziły kroki. Remus.
- Brawo - powiedziałem, gdy był na tyle blisko, żeby wyglądało to na normalną rozmowę. Usłyszałby mnie przecież z odległości kilkunastu metrów, nawet, gdybym mówił normalnie. Plus likantropii.
- Przepraszam - odpowiedział usprawiedliwiającym głosem. - Zasiedziałem się...
- U Megan? - Nie dałem mu dokończyć. Megan była jego dziewczyną i lykanem przy okazji.
- Nie. U kolegi. - Jad sączył się z jego ust, gdy to mówił. Uwielbiałem go tak denerwować. Moje hobby.
- Szkoda. Ona na pewno za tobą tęskni. - Zapewniłem go.
- Oczywiście. Alex też przyjdzie?
Na dźwięk jej imienia mój żołądek zrobił kilka fikołków.
- Nie...
- Megan też nie będzie, może idą gdzieś razem?
- Pewnie tak.
- Czasem trzeba się rozdzielić na chłopców i dziewczynki - powiedział, siadając i wyciągając nogi do przodu. Uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie.
- Taak... - spuściłem głowę.
- Chciałbyś żeby była z nami, co?
- No tak. Przecież się przyjaźnimy... - spojrzałem na niego niepewnie.
- Jasne. Myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz? Jak bardzo zdenerwowany jesteś, kiedy jest zbyt blisko? Ethan, znam cię od małego. Pamiętasz, jak mieliśmy po cztery lata, a do naszego bloku wprowadziła się ta dziewczyna w naszym wieku? Chodziliście ze sobą, po tym, jak pożyczyłeś jej zabawki, a ona musiała przyjść do twojego domu je oddać.
- Pamiętam... Było zabawnie... - uśmiechnąłem się, na wspomnienie tych małych chłopców, którzy myśleli, że zdobędą cały świat. - Ale w czym ma mi to pomóc?
- Nie wiem. Możesz pożyczyć Alex zabawki. Tak, świetny pomysł. - Przechylił głowę, patrząc na punkt znany tylko jemu.
Parsknęliśmy śmiechem.
- A ty? Jak zacząłeś związek z Megan?
- To było głupie. Wiesz, że nie jestem zbyt śmiały w stosunku do dziewczyn. - Zaczerwienił się - to ty zawsze byłeś casanovą.
- Czas przeszły zauważ.
- Dlaczego teraz nie potrafisz podejść do niej i pogadać o tym?
- Nie wiem... Boję się. Kiedy sobie to wyobrażam... Nawet w mojej głowie nie potrafię ułożyć odpowiednich słów.
- To chyba znaczy, że serio wpadłeś. Jeśli zakochanie się w Alex można tak nazwać... - zaczął Remus - wiesz, znam to uczucie. Do teraz je miewam, kiedy z Megan jesteśmy sami.
- Hmmm, co wtedy robicie? - Szukałem zaczepki.
- Gdyby wzrok mógł zabijać, już byś nie żył Eth. Wiesz, że ja z Meggy nie... - urwał i spojrzał na mnie znacząco.
- W zasadzie... Mógłbyś się nie przyznać... - Naprawdę cieszyłem się, że nie potrafi zabijać spojrzeniem. Bo przy nim już dużo razy bym umarł. Taki mam urok.
- Jasne. Już się nie mogę doczekać, jak przylecisz do mnie i będziesz się chwalił tym, co robiłeś z Alex. - Oddał mi. Zawsze się tak droczyliśmy. W oddali usłyszałem głosy naszych kolegów z klasy. Idioci, materialiści... Ci, którzy mają bogatych rodziców i myślą, że cały świat jest ich.
- Na pewno ja zrobię to lepiej niż ty - powiedziałem, wiedząc, że w zasadzie już nie żyję.
Remus rzucił się na mnie, klękając na ławce i targając mi włosy. Śmiał się, gdy próbowałem mu się wyrwać. Nie miałem szans z wilkołakiem.
       Ustali przed nami. Damon, Edward i Peter.
- A wy co? Geje? - Zapytał Edward z okropnym uśmiechem.
Remus usiadł obok mnie. Już wiele razy zwracali uwagę na to, w jaki sposób ja i Lupin się przyjaźnimy. Bo nie było to na takich zasadach jak u większości chłopaków.
- Nie. A co, szukasz chłopaka? Znam jednego wolnego homoseksualistę... - powiedział Remm z przekąsem. Rzeczywiście znał wielu gejów.
- Nie dzięki. Nie skorzystam - wzrok Edwarda miał odebrać Remusowi pewność siebie, ale nie wyszło mu to.
- Po co się tutaj zatrzymaliście? Przecież nas nie lubicie... - powiedziałem - bez wzajemności. My was nienawidzimy.
- Nie bądź taki mądry Wate! - Krzyknął Peter.
Po chwili jednak uśmiech, który miał na twarzy zniknął, bo uderzyłem go z pięści.
- Po nazwisku to po pysku, Peter.
Chciał mnie uderzyć w bok, ale nie zdążył. Zatrzymałem jego rękę i kopnąłem w brzuch. Przewrócił się biedak...
       Remus miał łatwiej, bo na niego rzucił się Damon. Wszyscy wiedzieli, że jest mocny tylko w gębie. Wystarczyło, że Remus uderzył go w szczękę. Z Edwardem za to, był problem. Szedł w moją stronę i wiedziałem, że może mi się nie udać, a pomoc Remusa odebrana byłaby jako tchórzostwo. "Nie poradził sobie sam."
- No, co? Boisz się mnie? - Zapytał.
- Chyba żartujesz!
Jednak bałem się. Edward uczył się karate. Peter wstał, tak samo jak Damon i obaj zajęli się Remusem. Dobrze, że byliśmy w najmniej uczęszczanej części parku. O przyjaciela się nie bałem. Poradziłby sobie z czterema takimi jak Peter i jeszcze dwoma jak Damon.
       Po półgodzinnej walce, ja i Remus odeszliśmy, zostawiając trzech idiotów leżących na ziemi.
- Nieźle. Dwóch na jednego... Kurwa. Idioci - powiedziałem, pocierając sobie ramię, w które kopnął mnie Edward.
- Eh... Nieważne. Trochę się martwiłem, czy nic ci się nie stanie... Ten pustak jest najlepszy w szkole... No i umie karate. - Remus spojrzał na mnie - Ale widzę, że też masz jakieś dodatkowe umiejętności, jako przewodnik. - Szczerze, to nie wiem. Ale może... Ja się o ciebie nie martwiłem - zarzuciłem mu rękę na ramię - wilczku mój. - Odwróciłem się do niego przodem i złapałem za policzki. - Mój wilczunio!
- Odwal się pyszczku. Pyszczuniu, kurczę... - powiedział, łapiąc mnie za nadgarski i odsuwając od siebie.
- Chodźmy poszukać dziewczyn. - Powiedziałem.
- Chcesz pogadać z Alex?
- Nie, nie chcę. Ale muszę.
       Uśmiechnięci otworzyliśmy starą, zardzewiałą bramę parku. Zaskrzypiała przeraźliwie. Zaczęliśmy się śmiać, bóg jeden wie z czego. Spojrzałem na Remusa, a potem na drogę z prawej. Mój wilczek skręcił w nią, tak jak ja. - Wytresowany - powiedziałem wyniośle, wskazując na niego.
- Tak. Potulny wilkołak. Jedyne zastrzeżenie, co do udomawiania, to możliwość, że cię zabije, lub przemieni.
Śmiejąc się, poszliśmy do ,,Moonrine" - naszej ulubionej restauracji. Megan i Alex napewno w niej były. Zacząłem się denerwować.
Już nie pachniało trawą. Teraz czułem jedynie zapach spalin.
***
       Kawa. Może capucinno. Nie wiem. Ale ten zapach był przyjemny. W Moonrine zawsze tak pachniało.
- Zobacz. Tam są - wskazałem na jeden ze stolików, przy którym siedziały dwie dziewczyny.
       Jedna miała czarne włosy z pomarańczowymi pasemkami, ścięte na emo i ciemno czerwone oczy. Ubrana była w krótkie spodenki, czarny, koronkowy top i rozpiętą koszulę w czerwoną kratę. Druga... Brązowe włosy, spływające falami za ramiona, a oczy zielono-żółte. Miała na sobie krótkie, czarne spodenki, długą, białą koszulę z napisem Jack Daniells, szkarłatną bluzę i rajstopy z kabaretkami.
- Wygląda ślicznie - powiedzieliśmy jednocześnie i spojrzeliśmy na siebie.
Ze śmiechem podeszliśmy do nich. Ja usiadłem obok Alex, a Remus obok Megan. Pocałowali się na przywitanie.
- Okej, już. My tu jesteśmy. - Powiedziała Alex, gdy Megan zawiesiła ręce na szyi Remusa. Parsknąłem śmiechem i kopnąłem Remiego pod stołem.
- Aua! - Powiedział, odrywając się od Megg. Uśmiechnąłem się.
- Witaj Ethanie Lawsonie Wate - powiedziała Megan.
- Siemczix - odpowiedziałem.
- Jak ty się wyrażasz, młody człowieku?! - Alex spojrzała na mnie.
'A jeśli zepsuję to, co już jest między nami?' Przeszło mi przez myśl, gdy tylko spojrzałem jej w oczy.
'-Ogarnij się!' - Remus wszedł w moją głowę. - 'I nie patrz na nią tak długo. '
Odwróciłem wzrok szybko.
'- Za szybko Eth. Zachowuj się normalnie.'
- Łatwo ci mówić! Czasem mam dość twojej telepatii'
Remus spuścił wzrok i zostawił mnie w spokoju. Łatwo było go zranić. Był uczuciowy, nieśmiały i odpowiedzialny. Zaś Megan... Jej lekkomyślność, wybujała wyobraźnia i wybuchowość były totalnym przeciwieństwem Remusa. Ale i tak tworzyli świetną parę. Ja jednak cały czas zastanawiałem się, co zrobię. Jak powiem Alex to, co do niej czuję.
       Spojrzałem na nią kątem oka. Jej śliczne włosy układały się falami na jej plecach, nie licząc jednego niesfornego kosmyka, który opadał na twarz. Chciałem go odgarnąć za jej ucho i przy okazji pocałować ją w czoło. Ale przecież nie mogłem tego zrobić.
'- Wybacz. Nie patrz się na nią, bo zaraz zjesz ją spojrzeniem'
Spojrzałem na Remusa. Siedział naprzeciwko, patrząc na mnie z ukosa. Uśmiechnąłem się do niego kąśliwie i odwróciłem wzrok w stronę kelnerki, która do nas podeszła. Miała krótką, czarną spódniczkę i białą koszulkę na ramiączkach.
- Dzień dobry, co podać? - Zapytała piskliwym głosem. Zobaczyłem jak Remus się krzywi. Pachniała mocno, słodkim perfumem. Było przed pełnią, miał jeszcze bardziej wyczulone zmysły niż zazwyczaj. Często mu współczułem. Ale co miałem zrobić? Jest wilkołakiem od prawie ośmiu lat. Ktoś ugryzł go, jak miał ledwie dziesięć, a teraz był już siedemnastolatkiem. Jak my wszyscy.
Spojrzałem na kelnerkę.
- Trzy cappuccino i jedno latté. I szarlotkę jabłkową - powiedziałem.
Uśmiechnęła się i pochyliła, pod pretekstem wzięcia menu. Jej dekolt był tak duży, że gdy się schyliła, bez problemu widziałem jej różowo-czarny stanik. Gdy się prostowała patrzała centralnie na mnie. Pewnie zauważyła, że Remus całował Megan, bo zazwyczaj dziewczyny patrzyły na nas obu. Nie, żebym miał coś przeciwko, ale nie byłem zainteresowany. Przecież dzisiaj miałem pogadać z Alex!
- Tak, masz śliczny, różowy stanik. A teraz łaskawie już idź - powiedziała Al.
'-Zauważyła, że się na ciebie patrzyła i jest zazdrosna. Jak z nią nie pogadasz, to przysięgam, że cię zabiję' - Remus spojrzał na mnie.
- O czym rozmawiacie? - Zapytała Megan, gdy bezczelna kelnerka odeszła.
- Przecież nic nie mówimy - Remus swoim talentem aktorskim udawał zaskoczenie.
- Jasne. Nie znamy was przecież od dzisiaj. - Zaczęła Alex - Ale dobrze. Co ta idiotka sobie myślała? Że jak się będzie zachowywać jak dziwka, to pójdziesz z nią to łóżka? - Spojrzała na mnie.
'- Mówiłem! ZAZDROSNA!' - Remus był wyraźnie dumny z siebie.
- A co Alex? Może Ethanowi się nudzi jako singlowi, hmm? - Powiedział.
'- Skończ. ' - Pomyślałem.
- No, ale... - była wyraźnie zmieszana.
- Nie powinnaś się mieszać, jeśli chciał... A może właśnie zaprzepaściłaś szansę na to, aby Ethan miał dziewczynę! - Powiedziała Megan.
- Przecież nie chciałabyś, żeby wciąż był sam, co nie? - Drażnili się z nią.
- Oczywiście, że nie chciałabym - powiedziała czerwieniąc się.
- Dobra, skończcie idioci... - zacząłem bronić Alex.
- O! Właśnie, jak już tak o idiotach mówimy, to kiedy byliśmy w parku, przyszli do nas Peter, Edward i Damon.
       Zaczęliśmy z Remusem opowiadać dziewczynom co się stało w parku. Śmiały się, a Alex pogratulowała mi wygranej z Edwardem. Inna kelnerka przyniosła nam zamówione kawy i ciastko.
Teraz zapach cappuccino był jeszcze bardziej wyraźny i mieszał się z wonią latté.
***
       Piękna woń bzu. Tylko to czuliśmy, kiedy szliśmy dróżką w ogrodzie botanicznym. Megan i Remus poszli nad jezioro, a Alex uznała, że nie będziemy im przeszkadzać i, że się rozdzielimy. Oczywiście Remus musiał spojrzeć na mnie tak bardzo wymownie, że bardziej się już nie dało. Szliśmy obok siebie, a ja usilnie starałem się na nią nie patrzeć. Nawet mi to wychodziło i byłem z siebie bardzo dumny.
- Co robimy? - Zapytała.
- Możemy iść na naszą polanę.
- Okay, dawno tam nie byłam.
Gdy już wyszliśmy z ogrodu, skręciliśmy w krętą ścieżkę, prowadzącą do lasu. Rozmawialiśmy luźno, ale ja coraz bardziej się denerwowałem.
Jak jej to powiem?
       Dochodząc do polany, byłem już bardzo zdenerwowany. Serce biło mi szybko, a mój żołądek co chwila wywijał koziołki. To było okropne.
Usiedliśmy na ziemi, a ja zaraz się położyłem. Zastanawiałem się, jak zacznę tą rozmowę i nawet nie docierało do mnie to, co mówi Alex.
- Ethan? Nie słuchasz mnie, prawda? - Zapytała z uśmiechem.
- Wybacz - powiedziałem przepraszająco, po czym usiadłem obok niej.
- Nic się nie stało. Pytałam, czy podobała ci się ta kelnerka w Moonrine.
- Nie. Dziwka. - Skwitowałem ją.
- No, to kto ci się podoba?
- A ktoś musi?
- Yhym - uśmiechnęła się słodko. Uwielbiam ten uśmiech. Wtedy właśnie dostałem zastrzyku wielkiej odwagi.
- W zasadzie podoba mi się taka jedna dziewczyna... Ale nie wiem, jak mam z nią pogadać.
- Po prostu. Weź ją gdzieś nad jezioro, albo zaproś do domu... Tylko nie przychodź z nią tu! To nasze miejsce. Chociaż ja bym chciała, żeby ktoś mi tutaj wyznał, że mnie kocha. - Powiedziała zamyślona. - Ale wracając. Masz jej numer?
- Tak - powiedziałem niepewnie. Co robić?! Pomysł wpadł mi do głowy.
- No, to do niej zadzwoń. Już! Zaproś ją gdzieś. Ja wrócę do domu i skończę pisać rozdział na bloga.
Wyciągnąłem smartfona i wybrałem jej numer. Po chwili telefon Alex zadzwonił.
- Jeju... Kto to? - Wyciągnęła go i odebrała. - Słucham?
- Kocham cię - powiedziałem, patrząc jej w oczy.
Powoli odsunęła komórkę od ucha, a ja się rozłączyłem. Uklęknąłem przed nią i wziąłem jej twarz w dłonie. Wolno, bardzo wolno przysunąłem swoje usta do jej. Ona przymknęła oczy. Dotknąłem jej warg. To było nieznaczne, ale niesamowite. Gdy się od niej odsunąłem, oparłem swoje czoło o jej. Oddychaliśmy jednym powietrzem.
- Też cię kocham - powiedziała drżącym głosem. - Kocham...
       Znowu ją pocałowałem. Tym razem odważniej. Błądziłem w jej ustach niezbyt pewnie, a gdy się odsunąłem zobaczyłem jej rozpalone policzki.
Słodko to wyglądało.
Ona była słodka.
Smakowała słodko.
Pachniała słodko.
Ze wszystkich zapachów jakie dzisiaj czułem,
jej zapach był najpiękniejszy.

Lunaris

2. Whisky, herbata i ona

Druga część Serii Zmysłowej, krótsza, bo nie umiem pisać o Remusie i Megan takich rozwiązłych. Cóż. XD
Ah, i uwaga. Bo to ocieka wręcz słodkością.
Tam jest taki opisik pocałunku dość, dość i nie wiem, czy wam to przeszkadza, czy nie... Ja sama to tam mam na takie coś wylane, ale może ktoś nie lubi takich opisów. Nie wiem.
Piszcie, co sądzicie :*
Ps. Do Al i L. Wy to znacie już, ale tam jest taki mały dodany przeze mnie teraz fragmencik, bo... Za krótkie było to opowiadanie. Więc dodałam. ;)

_________________________________________________________________________________

Typ: seria opowiadań - Seria Zmysłowa
Gatunek: Fantasy
Fandom: --
Bohaterowie: 
Remus Lupin (niby Potter, ale nie), Megan Night, Ethan Wate, Alex Midnight 
Zastrzeżenia: Dla na prawdę młodszych i nieprzyzwyczajonych - opis pocałunku
Informacje dodatkowe: W ' ' pisane są myśli, lub rozmowy telepatyczne, Megan jest wieloma rasami, min. lykanem, asasynem i czarodziejem
_________________________________________________________________________________

       Rozkoszowałem się smakiem whisky, który pozostał w moich ustach po wczorajszym wieczorze. Uznałem, że taka okazja, jak nowo powstały związek Ethana i Alex (czyli Elex jak powiedziała Megan) nie może obyć się bez uczczenia. Kupiliśmy więc Jacka Daniells'a i spędziliśmy cały wczorajszy wieczór na rozmowie, i wysoce kulturalnym popijaniu tegoż trunku. Oczywiście tylko ja i Eth. Męski wieczór. Cóż, czasem tak wychodziło. Nie miałem nic przeciwko, przecież ani Ethan, ani ja nie mieliśmy żon! Uwielbiałem Megan, kochałem jej wygląd, charakter, smak, zapach... Była idealna, tak. Ale to nie oznaczało, że mamy że sobą spędzać całe dnie, codziennie. Chociaż pewnie gdyby tak było i tak byłbym wniebowzięty. Bo jak można nie cieszyć się, będąc przez cały czas z tak idealną istotką?
       Tak właśnie rozmyślałem leżąc na łóżku, przykryty kołdrą do połowy, bez koszulki i z potarganymi włosami. Ethan mówi, że kiedy się budzę wyglądam słodko, ale ja tak nie myślę. Facet powinien wyglądać męsko, a nie słodko. A ja byłem wybitnie dziewczęcy. Ale najważniejsze, że Megan to nie przeszkadzało, więc niezbyt się tym martwiłem.
       Światło wpadało do pokoju przez małą szparę między roletą, a oknem. Byłem zły, że nie zasłoniłem jej do końca. Mój wilk nienawidzi słońca nad ranem. Czułem jego złość, wściekłość na ten głupi promyk i wtedy nagle grzbiety książek stojących na półce stały się dla mnie wybitnie interesujące.
       ' Uspokój się idioto, uspokój się' pomyślałem zły sam na siebie. Przecież nie mogę się wkurzać na słońce. Chyba nie jestem jeszcze chory psychicznie. Chyba.
       W końcu wstałem z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Różana. Idealna. Dosypałem dużo cukru. Uwielbiam słodką herbatę. Uwielbiam wszystko co słodkie. Megan jest słodka. Taka aluzja. Piłem gorącą herbatę, ale nie poparzyłem się, jak zwykły człowiek. Cóż, nie jestem człowiekiem. Siedząc na sofie, rozglądałem się po salonie. Okno było otwarte, a na zewnątrz padał deszcz. Zabawne, jak pogoda może się szybko zmienić. Zawiał wiatr i z półki stojącej obok telewizora spadło zdjęcie, ale na szczęście się nie zbiło. Wstałem aby je podnieść i zobaczyłem co ono przedstawia. Był na nim Ethan, ja i Syriusz. Syriusz. Jego wspomnienie nadal było żywe i bolało. Bo z tymi dwoma małymi bohaterami był jeszcze jeden. Tak samo mężny, odważny i niepokonany. Zawsze z czarnymi, długimi włosami, zawsze z pociętymi nadgarstkami. Gdy jego mama umarła, ojciec oddał go do domu dziecka, nigdy go nie lubił. Jeśli tak można powiedzieć o relacjach jego i jego ojca. On go nienawidził. Ze wzajemnością. Znęcali się nad nim tam, w domu dziecka. Potem wyjechał z rodziną zastępczą do Francji i tak się zakończyła naszą przyjaźń. Nadal pamiętam jego pocięte nadgarstki, uśmiech i smutne oczy. Miał tylko dwanaście lat. Był dzieckiem, a przeżył takie rzeczy. To nie jest fair. Dotknąłem jego twarzy na zdjęciu i uśmiechnąłem się smutno. A potem, odkładając zdjęcie zobaczyłem inne, ze mną i rodzicami. Jeszcze dwa lata temu...
- Skończ! - Krzyknąłem, łapiąc się za głowę.
Wspomnienia przelatywały przez moją głowę jak kadry filmu, kiedy usiadłem z powrotem na sofę. Kiedyś spadłem z drzewa, a Syriusz stał nade mną, śmiejąc się wesoło. Kiedy Ethan prawie ześlizgnął się z dachu garażu, na który zawsze chodziliśmy, Syriusz go złapał. Święta z rodzicami, wyjazd w góry...
Słowem, dobrze, że zadzwonił telefon, bo zapadłym się we wspomnienia.
- Halo? - Zapytałem.
- Cześć Remmy! - Usłyszałem jej głos.
- Megan! Co u ciebie? Jak się czujesz? Wszystko jest dobrze? - Zalałem ją lawiną pytań.
- Kurcze, Remus... Wszystko jest w porządku. Tylko się nudzę. Ethan jest u Alex, a ja siedzę tutaj sama... Mogę przyjść? - zakończyła smutno.
- Pytasz się? Zawsze możesz przychodzić!
- No to daj mi czterdzieści minut.
I w taki sposób zostało mi czterdzieści minut na sprzątanie. Teraz przynajmniej nie czułem whiskey tylko herbatę.
***
       Właśnie zmywałem blat w kuchni, oczywiście nie mając na sobie koszulki. Jakoś dziwnym trafem w ogóle od rana jej nie ubierałem. Wtedy w holu stanęła moja ukochana.
- Hejka! - Powiedziała. Miała na sobie śliczną, czarną spódniczkę przed kolana, kremową koszulę z kołnierzykiem, ciemno zieloną kurtkę, brązowy kapelusz i buty na koturnie. Jak zwykle wyglądała idealnie.
- Świetnie wyglądasz - uśmiechnęła się, ukazując rządek białych, prostych zębów, z dwoma wyróżniającymi się kłami.
- Dziękuję - parsknąłem śmiechem - Ty jak zwykle...
- Ślicznie - przerwała mi, udając mój głos.
- Nie! - Krzyknąłem triumfalnie - idealnie, pięknie, nieziemsko, zniewalająco...
- Okay, wygrałeś.
Zamknąłem ją w niedźwiedzim uścisku
Położyłem jedną rękę na jej talii, a drugą wsunąłem w jej włosy.
- Kocham cię - powiedziałem całując czubek jej głowy jak małemu dziecku.
Kiedy zostawiłem ją w spokoju, uśmiechnęła się szeroko.
- Kawy chcę, Remmy! - Powiedziała, głosem dziecka, któremu ja... Nie potrafiłem się oprzeć.
Usiadła na sofie, a ja zrobiłem jej kawy, tak jak prosiła. Potem usiadłem obok niej. Patrzyłem na nią, kiedy piła.
- Możesz nie pożerać mnie wzrokiem? - Zapytała niewinnie, nie wiedząc, że ma "wąsy" od kawy. Wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni (zawsze takową nosiłem) i wytarłem ją.
- Przepraszam - szepnąłem cichutko do jej ucha, tak jakby ktoś mógł nas usłyszeć.
Musnąłem jej wargi swoimi i poczułem jak jej policzki robią się ciepłe. Śmieszne, ale lubiłem to. Uklęknąłem na kolanach blisko niej i próbowałam dostać się do środka jej ust. Nie chciała mi na to pozwolić, więc odsunąłem się i pocałowałem jej szyję. Potem wróciłem do ust i tym razem łaskawe mnie wpuściła. Błądziłem w nich podekscytowany, chociaż znałem je praktycznie na pamięć. Jej smak był idealny. Rozlał się w moich ustach, co było niesamowite.
       Kiedy przytuliłem ją do siebie z powrotem, miała czerwone policzki i nasadę nosa. Jak zawsze, kiedy posuwałem się aż tak daleko z całowaniem jej. Kochałem ją do szaleństwa.
- Remus... - zaczęła. - Wiesz, obiecałam ci, że nie będę się pakować w kłopoty i nie będę brać na siebie trudnych misji...
Spojrzałem na nią poważnie, a ona odwróciła wzrok.
- Kontynuuj... - powiedziałem powoli.
- Wczoraj poszłam sobie do siedziby Zakonu, bo dawno nie miałam nic do roboty. I dali mi do wyboru kilka misji i wzięłam taką jedną, i... - wstała i podwinęła sobie koszulkę.
Na jej brzuchu, była rana... Na szczęście dobrze zabandażowana.
- No, a poza tym, mam kilka siniaków - mruknęła, nadal na mnie nie patrząc.
Nadal siedząc, przytuliłem ją do siebie.
- Dlaczego mówisz mi teraz? Mogłaś powiedzieć wczoraj - powiedziałem, oskarżycielskim tonem.
Megan położyła dłonie na moim karku.
- Martwiłbyś się.
Nastała chwila ciszy.
- Nie rozumiem, dlaczego w ogóle tak się o mnie martwisz - stwierdziła, wyplątując się z moich ramion.
- Jesteś moim małym wilczkiem, a ja nie pozwolę, żeby coś stało się mojemu małemu wilczkowi, tak? - Spojrzałem na nią wymownie.
Westchnęła teatralnie.
- Tak - powiedziała, opadając na kanapę. - Ale jestem wyszkolona! Poza tym te milion ras, które mam w sobie...
Uciszyłem ją ruchem ręki.
- Nie obchodzi mnie to.
- Ale...
- Nie.
Wypuściła powoli powietrze z płuc i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Nienawidzę cię - mruknęła.
- Też cię kocham - powiedziałem, przyciągając ją do siebie.
- Jak możesz tak po prostu... Jesteś okropny! - Powiedziała, uderzając mnie w ramie. - Bo ja tu chcę być obrażona, a ty przychodzisz i mnie przytulasz i... No, nienawidzę, cię.
Parsknąłem śmiechem. Megan skuliła się w moich ramionach i syknęła cicho.
- Co się stało? - Zapytałem, odsuwając się nieznacznie.
- Nic...
- Powiedz - złapałem ją za podbródek i uniosłem jej głowę.
- Boli mnie to na brzuchu. To nic.
Przewróciłem oczami.
- Bo gdybyś mnie słuchała... - Zacząłem.
- To nie byłoby akcji i pościgów w moim życiu! - Wyrzuciła ręce do góry. - A tak są, tylko z drobnymi konsekwencjami.
- Nie mów tak, błagam...
- Ale tak jest. Normalne życie jest nudne i nie zakażesz mi stuprocentowego bycia tym wszystkim, czym jestem. O - przytuliła się do mnie ponownie.
Jak miałem się z nią kłócić?! Przecież to było awykonalne.
       Wsunąłem dłoń pod jej kolana, kładąc sobie jej rękę na plecy i podniosłem ją delikatnie.
- Coo ty robisz?
- Niosę cię do sypialni - wzruszyłem ramionami.
       Położyłem Megan na moim łóżku, a sam włączyłem muzykę i uchyliłem okno. Znów była ładna pogoda. Co się działo z tym światem?! Z westchnieniem rzuciłem się na miejsce obok mojej dziewczyny.
- Ile wypiliście? - Zapytała. - Wczoraj się spotkaliście...
- Niedużo - powiedziałem wymijająco i zmusiłem ją, by położyła głowę na mojej klatce piersiowej.
'Nikomu jej nie oddam. Nigdy' pomyślałem. Rzeczywiście, gdybym miał pozwolić jej odejść... Umarłbym.
Jej smak zniwelował smak whiskey i czułem już tylko moją ukochaną.
***
       - Idiota - stwierdził Ethan, patrząc na mnie z ukosa, kiedy siedzieliśmy na dworcu. Czułem słodki smak czekolady, bo jadłem batonika. Uśmiechnąłem się. Ludzie przechodzili obok nas, jedni zapracowani, z telefonem przy uchu, inni powolni, znudzeni, jeszcze inni biegli gdzieś. Czyli nasza kolej znowu zawiodła.
- Tak, wiem... - Powiedziałem. - Pamiętasz może Syriusza?
Ethan spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili to zdziwienie zamieniło się w smutek.
- T-Tak, pamiętam go - powedział bardzo powoli. - A co?
- Nic, ostatnio oglądałem nasze zdjęcia, kiedy byliśmy mali i... Jakoś tak...
- On był... Świetny.
- Tak. Miał ciężko.
- Szkoda.
- Mogło być lepiej.
- Nie wyszło.
Czy naprawdę rozmawialiśmy frazesami przez zwykłe wspomnienie przyjaciela? Przykre. Ale to pokazuje, jak ważny dla nas był i jak bardzo do teraz za nim tęsknimy.
- Pamiętasz, jak poszliśmy razem do Moonrine, zaraz po otwarciu? Wydaliśmy wtedy masę kasy... - Powedział Eth rozmarzony.
- No! Albo, kiedy śmialiśmy się z tamtej modelki, jak się przewróciła...
       Rozejrzałem się po peronie. Kilka metrów od nas stał jakiś chłopak i jawnie się na nas gapił. Ethan też to zauważył i jego wyraz twarzy zrobił się zacięty. Chłopak miał długie, czarne włosy, granatowe oczy. Był wysoki, miał mocne rysy twarzy. Ubrany był na czarno, z szarą marynarką. Patrzył na nas zdzwiony. Poznałem go.
- Czekaj... - Powedziałem ostrożnie.
- Nie... - Powiedział, albo raczej zapytał Ethan.
Wstałem i podszedłem do domniemanego nieznajomego.
- R-remus? - Zapytał niedowierzając.
- To ty... Tak długo... SYRIUSZ! - Krzyknąłem i przytuliłem go. On oddał uścisk, a po chwili dobiegł do nas Ethan.
- Co wy tu robicie? - Zapytał Syriusz, wtulony we mnie.
- Mieszkamy - powiedziałem.
- Na dworcu?
- Nie, idioto, w tym mieście - Ethan uderzył go w plecy.
I staliśmy tak przez chwilę, jak teletubisie.
***
       Ten smak coli i chipsów jedzonych razem z przyjaciółmi... Najlepszy. Siedzieliśmy na ławce w parku, tej samej na której Ethan czekał na mnie dwa tygodnie temu. Rozmawialiśmy przez około pięć godzin. A może więcej? Nie wiem. Wiem, że przez ten czas odrobiliśmy całe pięć lat. Śmiałem się właśnie z żartu Syriusza, kiedy ktoś złapał mnie za ramiona od tyłu.
- Hejka - usłyszałem szept Megan, tuż przy swoim uchu.
Przeszła naokoło mnie i usiadła mi na kolanach.
- Witaj Ethanie Lawsonie Wate - powiedziała, zwracając się do Etha.
- Siemczix - uśmiechnął się, dobrze wiedząc, że Megan zaraz powie...
- Niewychowany idiotyczny kosmita.
- Yhym...
- I witam ciebie, nieznajomy. Nazywam się Megan Night - spojrzała na Syriusza.
- Eee... Syriusz Orion Black - uśmiechnął się i pokiwał jej.
Pocałowałem ją mocno, a ona uśmiechnęła się, oddając mi ten pocałunek.
- Remus, trochę się zmieniłeś - Syriusz był rozbawiony.
- Nie, po prostu znalazł sobie laskę, której nie obchodzi jego mały futerkowy problem - Ethan spojrzał na nas. Megan oparła się o moje obojczyki, a ja schowałem głowę w jej włosy.
- Wow, Megan, ale ty wiesz... - Zaczął Syriusz.
- Jestem lykanem i czarodziejem, i czarownikiem, i... W ogóle - powiedziała zduszonym głosem, nawet na niego nie patrząc.
- Ah... Ja jestem świętym aniołkiem. Także ten - podrapał się z tyłu głowy
- Co ty w ogóle tutaj robisz? - Zapytałem, łapiąc ją za szyję i zmuszając, by na mnie spojrzała.
- Czekam na Alex i Lexy - powiedziała.
Zmarszczyłem brwi.
- Lexy? - Zainteresował się Ethan.
- Kuzynka Alex. Jest świetna.
       I w tym momencie przyszły Alex i owa Lexy. Miała szkarłatne oczy i długie, różowe włosy z granatowymi końcówkami. Była ładna... I wyglądała na miłą, więc nie miałem jakichś problemów.
Przywitaliśmy się (Ethan i Alex bardzo entuzjastycznie). Syriusz patrzył na Lexy o kilka sekund dłużej, niż to jest dopuszczalne społecznie.
       Może coś z tego wyniknie?
       Bardzo ją polubiłem. Okazało się, że Lexy zostaje u nas na stałe. Potem dziewczyny poszły do miasta, a my do sklepu. Kupiliśmy dużo chipsów, słodyczy i whisky. Następnego ranka, byliśmy nieźle wstawieni, a ja czułem smak chipsów, czekolady i alkoholu. Każdy z nas przeczuwał kaca i krzyki dziewczyn.
Ale ja wcale nie piłem dużo...


Lunaris

3. Szkarłat jest moim ulubionym kolorem.

Zmieeeerzch! Zmieeerzch! 

To będzie totalny Zmieeerzch!
To czytajcie.
XD

______________________________________________________________________________

Typ: seria opowiadań - Seria Zmysłowa
Gatunek: Fantasy
Fandom: --
Bohaterowie: Syriusz Black, Lexy Darkness, 
Remus Lupin, Megan Night, Ethan Wate, Alex Midnight 
Zastrzeżenia: przekleństwo... I ogólnie lekkie wulgaryzmy

Informacje dodatkowe: W ' '  pisane są myśli, lub rozmowy telepatyczne, w ^ ^ pisane są rozmowy telefoniczne, i serio wiem, że pięć godzin to za mało, żeby nadrobić pięć lat, ale na potrzeby opowiadania... Nagnijmy rzeczywistość. Przecież każdy z nas czasem to robi ;) 

______________________________________________________________________________


     Wiem, że pięć lat to dużo. Wiem. Ale nie potrafię pozbyć się uczucia, że przez ten tydzień odrobiliśmy ten czas. I, że teraz jest tak, jak wtedy, kiedy mieliśmy po dwanaście lat.
     Kocham ciemne kolory. I dlatego cieszę się, że właśnie w takich kolorach utrzymany był mój pokój. Granatowe ściany idealnie pasowały do czarnych mebli. Gdzieniegdzie można było dostrzec jakiś jasny szczegół, ale i tak było tu mrocznie. Moi opiekunowie kupili dom na skraju miasta. Duży, jednorodzinny.
     Niewiele pamiętam z czasów, kiedy ojciec oddał mnie do domu dziecka. Wiem, że kiedy zaadoptowali mnie państwo Jones, miałem być ich jedynym dzieckiem. Ale po roku urodził się Ben. I bałem się, że mnie oddadzą. Ale nie. Zostałem. Zabawne, że mój własny ojciec nie potrafił pokochać mnie tak, jak zrobił to Andrew Jones.
     Cały ten tydzień spotykałem się z Remusem i Ethanem. Do tego często przychodziły Megan, którą polubiłem, chociaż jest nieźle walnięta. Alex. Merlinie drogi, ona jest bardzo sceptyczna i dziwna. Czyli też ją polubiłem. I Lexy… Lexy jest ładna. Ma śliczny głos. Jest zabawna. Ma ładne oczy. Jest przyjacielska. Ma idealną figurę.
- Chwila. Dlaczego akurat jej poświęcam tyle uwagi? - Zdziwiłem się. - Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, czy ma chłopaka.
Prychnąłem.
- Na pewno ma! Jest zbyt śliczna, żeby być singielką.
I wtedy to do mnie dotarło. Wpadłem.
- Hej, Syriusz. Znasz ją od tygodnia! To... Nie ma sensu.
Telefon. Mój ukochany, szary Samsung. Ale chwila, czy jest sens im mówić? Informować chłopaków o czymś, co nawet nie jest pewne? Nie. Bez sensu.
Oh, mój czarny suficie. Cieszę się, że tu jesteś, bo wydajesz się być idealnym punktem, w który mogę się wgapiać i bez przeszkód myśleć o Lexy. Czarny, czarny, czarny...
***
     - Tak została na noc, ale kurcze, Remus, to nie oznacza... - Ethan tłumaczył się z tego, co powiedział. Alex została u niego na noc.
- Jasne, jasne! - Krzyknąłem targając jego kasztanowe włosy.
Szliśmy lasem. Zewsząd napierał na mnie jasny, zielony kolor.
- Nie tłumacz się, Eth. Tylko winni się tłumaczą - Remus uśmiechnął się. Ethanowi nie było do śmiechu.
- Ale wy jesteście pojebani. Spaliśmy osobno. Ja u moich rodziców. Teraz ich przecież nie ma - i po chwili zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.
- Nie ma ich, co? - Podchwyciłem od razu.
- No, to... Mogliście spać osobno, jasne! Temu nie przeczę - Remus chyba zamierzał umrzeć. - Ale co robiliście wcześniej, to już inna bajka.
Ethan miotał piorunami z oczu. A Remus brnął dalej.
- Bajeczka dla dorosłych.
'Uuuu... Przegiąłeś' pomyślałem wiedząc, że mnie słyszy. Spojrzał na mnie uradowanym i pełnym triumfu wzrokiem.
- Lupin. Umrzesz. - Powiedział Eth powoli. - A twoja śmierć będzie powolna i bolesna!
I rzucił się na niego. Przewrócili się. Cóż, ze smutkiem stwierdziłem, że wyglądało to jak zwykła, przyjacielska bójka. A liczyłem na coś ciekawszego.
- Będziecie brudni. Remus już ma zieloną koszulkę - powiedziałem, kiedy Remmy usiadł na biodrach Ethana, tak jak wcześniej zrobił to on.
Wtedy Eth podciął mi nogę i spadłem na plecy wilkołaka. A Ethan zrozumiał, że popełnił błąd, bo leżeli na nim dwaj dość ciężcy chłopacy. I zaczęliśmy "bić się" we trójkę. I wszyscy mieli brudne ubrania.
- Ekhm - ktoś chrząknął.
Odwróciłem się. Lexy.
Miała ciemnozielone, długie spodnie, szkarłatną koszulkę i czerwoną bluzę.
- Siemka! - Powiedzieliśmy w zasadzie wsyscy, nie licząc Ethanowego "Siemczix", które (z tego co wiem) ukradł od Alex.
Potem każdy wstał.
- Dlaczego leżeliście na ziemi? - Zapytała, śmiejąc się.
- Bo oni - Ethan wskazał na nas - zasługiwali na karę.
- Dobrze, że Megan tu nie ma. Jej przez myśl przeszłoby milion innych kar, jakie mogłby zrobić chłopak innemu chłopakowi - stwierdziła. Ethan parsknął śmiechem, Remus przetarł twarz dłonią, a ja... Nie załapałem.
- Hę? - Zapytałem, patrząc na Lexy.
- Megan uwielbia yaoi. I gejów. I ogląda yaoi. I te milion innych kar... Chyba rozumiesz - 'To Lexy miała odpowiedzieć, nie ty Lupin!'. Nie powiedziałem tego na głos.
- Rozumiem. - Bo zrozumiałem. Fuj. - Megan jest zdrowo pierdolnięta. Z resztą Alex też. Wszyscy z nas są.
Dobrze, że dodałem to ostatnie zdanie, bo Remus i Ethan byli już gotowi do dalszej walki. Tym razem w obronie swoich ukochanych.
- Może chodźmy... Do Moonrine? - Zaproponował Remus.
- Zadzwonię do dziewczyn - powiedziała Lexy uśmiechając się słodko. Kurcze, jak bardzo chciałbym, żeby do mnie się tak uśmiechała!
Lex poszła do przodu, a my zostaliśmy.
- Syri? - Głos Ethana przy moim uchu był przerażająco konspiracyjny.
- Hmm...?
- Czemu pożerasz ją wzrokiem? - Wskazał podbródkiem na Lexy, mocno gestykulującą jedną ręką. W drugiej trzymała telefon. Czerwony. Chyba tak jak ja.
- Ja wcale...
- Jasne, jasne! - Remus objął mnie w pasie. Wskazał dłonią gdzieś w dal. - Patrz. Widzisz siebie i Lexy całujących się gdzieś w zakamarku naszej skoły?
- Nie. - Powiedziałem, ale jednak wyobraziłem to sobie.
- Kłamiesz - Ethan nadal stał tuż za mną i szeptał mi do ucha. Czułem jego oddech na szyi. Zarzucił mi ręce na barki. Teraz byliśmy plątaniną kończyn.
- Nie kłamię. Nie widzę nic takiego, bo nic takiego się nie wydarzy. Lexy jest zbyt śliczna, żeby nie mieć chłopaka, więc… - Syriuszu Orionie Black. Mówisz za dużo.
- No taak... - Szepnął Eth.
- Zbyt śliczna... - Zakończył Remm, takim samym szeptem, nadal mając podniesioną lewą rękę (prawą mnie obejmował).
- A tym razem, co robicie? - Lexy odwróciła się i patrzyła na nas dziwnie.
- Rozmawiamy na bardzo ważny temat - Ethan uśmiechnął się, stając obok mnie.
- Czyli...?
- Nieważne! - Powiedziałem, podnosząc ręce i idąc przed siebie - Nieważne. Nieważne! Chodźmy już do Moonrine! Dzwoniłaś do dziewczyn. I co? Przyjdą?
- Tak - Lexy uśmiechnęła się szyderczo - Zaraz tam będą, pospieszmy się.
Wtedy przestałem zawracać sobie głowę głupią zielenią. Zwracałem uwagę tylko na szkarłatne oczy i czerwone usta mojej koleżanki, kiedy szła obok mnie i opowiadała o filmie, który obejrzała. Moja... Koleżanka?...
     Kolorystyka w Moonrine świetnie oddawała mroczność tego miejsca. Czarny, czerwony i szary. Wyglądało to co najmniej świetnie.
     Siedzieliśmy na zwykłym dla nas miejscu, popijając brązowawe cappuccino lub, jak w przypadku Megan, latté. Cieszyłem się, że dane mi było stać się członkiem tej malutkiej subkultury, którą wytworzyli moi przyjaciele. Przynajmniej pięć razy w tygodniu chodzili do Moonrine, codziennie do Lunare Libri - biblioteki nadnaturalnych - i kilka razy w tygodniu zasiadali do komputera, przy biurku obłożonym starymi księgami, żeby stworzyć "Księgę Symboli". Z tego co dowiedziałem się od chłopaków, dziewczyny pracowały też nad "Nadnaturalną księgą nadnaturalności". To było niesamowite i momentami nie mogłem uwierzyć, że jestem częścią tego wszystkiego.
- Już trochę zrobiliśmy. Przewertowałyśmy mega dużo książek i dotarłyśmy na krańce internetów.- zaczęła Alex.
- Tak. Mamy już wampiry, wilkołaki, anioły, demony, pół wampiry, lykan... Niedługo zajmiemy się obdarzonymi i ich odgałęzieniami. - Dodała Megan.
- A to chyba zajmie najdłużej. Ich jest bardzo dużo, także potrzeba będzie dużo książek. Bo myślę, że chyba tego w internecie nie będzie... - zamyśliła się Lexy.
Spojrzałem na nią z ukosa. I westchnąłem wiedząc, że nigdy nie będę mógł powiedzieć co do niej czuję.
- Co jest Syri? - Zapytała.
- Nic - powiedziałem, siląc się na uśmiech.
'Brawo, uśmiechnąłeś się do niej' powiedział Remus w mojej głowie.
- Dobra, nieważne. Chodźmy na polankę, co? - Powiedziała Megan.
- Tak! - Alex się ucieszyła.
My zaczęliśmy się śmiać.
- A wy co macie tyle energii? - Zapytał Eth.
Wzruszyły ramionami. Wszystkie trzy w tym samym momencie.
- Idźmy, więc - powiedziałem, wstając.
Poszliśmy.
Na ulicy było szaro. Nie dlatego, że padało, czy była mgła. Po prostu była utrzymana w szarych barwach.
***
     Znowu zieleń. Tym razem jaśniejsza i z przerwami na pomarańcz oraz czerwień. Siedzieliśmy na polance - kolejnym miejscu, w którym przesiadywały Dzieci Nocy. Czyli my. Nasza szóstka.
- Mam ciućki - powiedział Remus. Wyciągnął z torby, którą miał ze sobą dwie mleczne czekolady, kawowe cukierki i żelki.
- Yay! - Krzyknęła Megan i usiadła na skrzyżowane nogi Remusa. - Mniam.
On uśmiechnął się szeroko i objął ją.
Alex i Ethan też siedzieli przytuleni, i co chwila wymieniali pocałunki. Lexy siedziała obok mnie, śmiejąc się z nich. Zaczęliśmy pożerać kolorowe cukierki. Kto jak kto, ale Remus miał po prostu talent do wybierania słodyczy. Zawsze trafiał na pyszne.
- Ten jest dobry - stwierdziłem biorąc czwartego już, niebieskiego żelka.
- Hmm...? - Mruknęła Lexy. Wzięła reklamówkę z żelkami i z wytkniętym językiem szukała niebieskiego. - Rzeczywiście. Pyszny. - Powiedziała, kiedy już go znalazła i zjadła.
Uśmiechnąłem się i z "bananem" na ustach położyłem się. Wgapiałem się w niebieskie niebo.
***
     Siedzieliśmy u Ethana. Jego pokój miał czerwone ściany i ciemno brązowe meble. Siedzieliśmy na łóżku.
- No, gadaj Syriusz. Co się dzieje - zaczął Remus. Tym razem nie po to, żeby mnie zdenerwować, a po to, żeby pomóc. Wywnioskowałem to z jego tonu.
- Ale z czym? Nic się nie dzieje... - Powiedziałem.
- Syriusz... - Ethan przetarł twarz dłonią. Westchnąłem.
- No... Bo... Ja... No... L-lexy... - Co się ze mną działo? Nie potrafiłem się przyznać do tego, co czułem?
- Oj, chłopaku... - Remus oparł głowę na moich kolanach, kładąc się. Ethan patrzał na mnie niby poważnie, ale jednak z uśmiechem.
- Nawet nie możesz się wysłowić, co? Hmm... - Powiedział.
Westchnąłem ze zrezygnowaniem i rozłożyłem ręce.
- I co zamierzasz z tym zrobić? - Tym razem Remus przejął inicjatywę.
- Huh... Nie wiem. Ja... Ona ma chłopaka?
- Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? No, ale... Chyba nie. Przecież zawsze jest z nami.
- Czekaj - Ethan wyciągnął telefon.
- Nie! Nie dzwoń...
- Nie do Lexy, tylko do Alex.
I zadzwonił.
^- Słucham?^ idealnie słyszałem głos Alex przez telefon.
- Al, kochanie... Mam pytanie. Czy Lexy ma chłopaka? - Eth błądził wzrokiem po pokoju.
^- Nie. A co?^
- Potrzebuję wiedzieć. Nieważne. Kocham cię. Pa!
I rozłączył się.
- Słyszałeś. - Spojrzał na mnie uradowany.
- No.
Remus nagle poderwał się i złapał mnie za głowę. Ethan przybliżył się i zaczął mnie gilgotać.
- No to dajesz Syri, dajesz! - Krzyknęli obydwaj jednocześnie.
Przez to, że byłem zamknięty w ich uścisku widziałem tylko niebieski i brązowy - kolory ich koszulek.
     Przypomniał mi się kolor oczu Lexy. Od dziś szkarłat jest moim ulubionym kolorem.



Lunaris

Let's start it!

Witajcie podglądacze!
...Których tu jest pewnie mało.
       Nowy blog. To jest rzecz, o której śniłam przez nawet nie wiecie jak długi czas. I oto pierwszy post! Zaraz dam wam ponownie serie, które zostały na tamtym blogu i nie skończyły się tam. Wena wraca, między innymi dlatego, że 3GIM i peełno prac pisemnych z polskiego, a w mojej szkole orłów pisarskich mało, więc wróbelki proszą o pisanie im prac. Jak na razie tylko jeden, a drugi coś insynuował, ale coś tak czuję, że jak reszta się dowie, to będzie ich małe stadeńko.
       Piszę już kolejne rzeczy - mam dla was miniminiaturkę o Syriuszu, miniminiaturkę o Eziu (Assassin's Creed) i piszę część Zmysłowej, oraz Choroby Zwanej... , także jest dobrze. Przy tym czytam książki na konkurs z polskiego i jakoś nie czuję, żebym w tym roku miała przebyć przez etap szkolny. Coś tak jakoś chyba nie. Tak myślę.
       Co jest ważne: starsze rozdziały są na tamtym blogu i tam zostaną. Jeśli ktoś będzie tu nowy, zapoznajcie się z nimi tam. Może dam linki do nich w zakładce rozdziały... Zobaczymy jak będziecie chcieli.

       Pierwsza notka za nami? Zaczynamy blogowanie tu? TAK!
  

Lunaris
Ps. Niedługo mała niespodzianka...
[EDIT] Rozdziały są uzupełnione, linki podane na stary blog. Wszystko idealnie, nikt nie zgłupieje jak myślę ;)

Stadium pierwsze - ból

Opo z moimi ludźmi. Dam wam ich opisy. Może dzisiaj to zrobię.
Nie przedłużam, bo przyszła po mnie kuzynka. idę pływać w jeziorze! : 3333
Miłego czytania!
_____________________________________________________________________________________________________________________
Typ: Seria opowiadań - "Choroba zwana tragiczną miłością."
Gatunek: Fantasy, romans
Bohaterowie: Megan Night, Remus Lupin, Syriusz Black, Fenrir Greyback, Ethan Wate, Lexy Darkness
Zastrzeżenia: Przekleństwa
Informacje dodatkowe: pochyłą czcionką pisane są wiadomości sms, pochyłą z wyrównaniem do środka - myśli 

_____________________________________________________________________________________________________________________

"Poświęcenie dla bliskiej nam osoby nie powinno być aktem bohaterstwa, lecz powinnością"


        Syriusz. Idiota. Mówiłam mu, że ma przestać brać. Ale nie! On będzie robił to dalej, bo tak. Poszedł do jakiegoś kolegi na imprezę, przecież nie mogłam mu pozwolić znowu się naćpać i nachlać, prawda? Więc, gdy tylko dostałam tą wiadomość, ubrałam się i poszłam tam. Gdy tylko dojechałam na aleję 23 stycznia – główny łącznik autobusów w naszym nędznym mieście – westchnęłam głośno. Nie chciałam brać udziału w takich imprezach. W ogóle nie powinnam brać udziału w jakichkolwiek imprezach! 15 lat to nie jest dużo! To wszystko przez Blacka.
        Napisałam szybką wiadomość do Syriusza:
ZAJEBIE CIĘ! WYCIĄGNĘ Z TAMTĄD ZAKLĘCIEM! NIE POZWOLĘ CI TAM BYĆ, BLACK!!! JESZCZE CI COŚ STRZELI DO TEGO GŁUPIEGO ŁBA!
Czyli ogólnie dzięki, za podanie adresu.
I w taki sposób znalazłam się w dwupiętrowym mieszkaniu, w którym nie dało się oddychać, a widoczność ograniczała się do metra. Dym papierosów i innych skrętów był tak gęsty, że mogłabym go jeść łyżeczką. Do tego dochodziła także niebywała woń alkoholu. Syriuszu, świetna ta twoja impreza!
        Usłyszałam dźwięk wiadomości. Syriusz.
Nie, ale ja nie chcę iść.
Zostałem zaproszony i muszę zostać do końca.
Prychnęłam. Telefon prawie mi wypadł, bo potknęłam się o nogi jakiegoś chłopaka, który siedział na ziemi. Mruknęłam niewyraźnie przepraszam i poszłam dalej. Lawirowałam między postaciami, których wygląd przypominał mi albo bezdomnych, albo dziwki i alfonsów. Świetnie.
Nie. Zrobię ci siarę przed kolegą. Trzeba było nie iść. Gdzie ty jesteś?! Ile tu jest ludzi! Ja jego...Postanowiłam, że zabiję go przy pierwszej lepszej okazji. Ale najpierw musiałam go stąd wyciągnąć. No musisz wejść po schodach i jest taki mały pokój…Szczerze mówiąc, bałam się tego małego pokoju. Idąc na wpół po omacku, dotarłam do schodów. Wspięłam się na nie z niemałym wysiłkiem, potykając się raz po raz. A to przez kogoś, kto tak siedział, a to przez coś, co leżało na stopniu. Nie chciałam wiedzieć, co to były za rzeczy. Przeklinałam w duchu tego idiotę, przez którego się tu znalazłam.
        Drzwi. Podeszłam do nich z wyrazem tryumfu na twarzy. Doszłam. Otworzyłam.
        I zatrzymałam się w progu.
        Cztery dziewczyny. Każda w niesamowicie długiej sukience, sięgającej ledwie za pośladki, z dużym dekoltem. Jakiś nieznany mi chłopak i on. Niesamowity Syriusz Black.
        Podeszłam do niego i pociągnęłam na włosy.
- Idziesz ze mną – warknęłam. Wyrwał mi się.
- Nigdzie nie idę. Usiądź z nami – powiedział wesoło.
Trzymał w ręku skręta, a przed nim na stoliku stały dwie butelki wódki. Westchnęłam.
- Mówiłam ci. Idziesz, idioto! – Krzyknęłam.
- On nie chce, nie widzisz?! Zostaw go – pisnęła jedna z tych niesamowitych lasek.
Spojrzałam na nią drwiąco.
- Odwal się ćpunko – mruknęłam.
- A co ty niby możesz mi zrobić? – Zapytała piskliwym głosem.
Zaśmiałam się.
- Dużo. Nawet nie wiesz, jak dużo – przeniosłam wzrok z niej, na mojego przyjaciela. - Myślisz, że serio chcę ćpać jak ty? Pokazywać, że nie potrafię sobie poradzić z problemami? Że jestem ciotą? Syriusz, po dobroci, albo po złości. Chodź – wyciągnęłam dłoń.
- Megan, ja… - nie skończył swojej zapewne mądrej wypowiedzi, bo zemdlał. Westchnęła teatralnie i założyłam sobie jego rękę za głowę. Trzymając go i starając się wyglądać naturalnie, wyszłam z tego okropnego miejsca. Gdy tylko przekroczyłam próg, odetchnęłam świeżym powietrzem kilka razy. Dym wydostał się z moich płuc, zimne powietrze owinęło się wokół mnie. To dało mi dużo siły, więc poszłam dalej. Skierowałam się do parku. Najmniej uczęszczanej jego części.
        Jestem Ethy. Eh… Zaraz go wybudzę. Napisałam, kiedy siedzieliśmy z Panem Nieprzytomnym na ławce. Było mi przyjemnie chłodno. Oddychałam głęboko, żeby w stu procentach pozbyć się zapachu dymu papierosowego – i nie tylko. No, jezuuuniu, on jest idiotą. Syri.Stuprocentowo zgadzałam się z Ethanem.
Tak. Wiem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tam śmierdziało.
Nie chcę wiedzieć
A te laski... Tragedia. Wiesz. Sukienka ledwo dupe i cycki zasłania, kabaretki... Te takie, co jak siatka wyglądają. Ja też je mam, ale... One wyglądają okropnie. I Syriuszek. Czarna koszula (trzy jak nie cztery guziki rozpięte), skórzane spodnie, wysokie buty. Eh. Nie powiem Lexy. Też nie mówcie. Okej?
Nie, nie powiemy
Dzięki.
Czy on się kiedyś nauczy?
Kiedy zaczął, wiesz? Wy znacie go dłużej. Od zawsze praktycznie
Trzy lata temu... Jakoś tak. Szczerze to sam już nie pamiętam. Może robił to wcześniej, ale nic nie mówił.
        Z westchnieniem wstałam i poszłam do najbliższego sklepu. Kupiłam wodę mocno gazowaną – też nie wiedziałam, że taka istnieje – i sól. Malutką paczuszkę soli. Co zrobiłam? Pomieszałam to z zamiarem dania Syriuszowi do wypicia. Jeśli połknął jakieś tabletki to je wyrzyga. To samo z alkoholem. Usiadłam z powrotem na ławce i zaczęłam bawić się butelką. Czekałam, aż Black się obudzi. Mogłam pójść do Wisły i wziąć trochę tej zimnej wody, a potem go nią oblać… Ale uznałam, że nie będę tego robić.
        Moją uwagę przykuły dwie osoby, które stały kawałek od nas. Był to jednak na tyle duży kawałek, że nie słyszałam ich rozmowy. Jedna z postaci stanęła bokiem do mnie. To był Remus. Uśmiechnęłam się i już miałam do niego krzyczeć, kiedy zobaczyłam, co drugi mężczyzna robi. Uderzył Remusa mocno w twarz i zaczął krzyczeć.
- Miało jej tu nie być! Miałbym więcej czasu! Teraz wszystko będzie szybciej! Ty… - Kopnął Remusa w brzuch. Mój chłopak zgiął się wpół.
- Megan… Co się dzieje – usłyszałam mruczenie Syriusza.
- Zamknij się. Co mam robić?! – Powiedziałam i napisałam do Ethana.
- O co chodzi?! – Krzyknął Black. – Ja nic nie pamiętam, powiedz mi…
- Zamknij ryj!
Rzuciłam telefon i zaczęłam biec w stronę Lupina i tej drugiej osoby. Słyszałam krzyki Syriusza, ale nie obchodziły mnie, W tej chwili liczyła się jedna rzecz. Święcąca wyrwa w czasoprzestrzeni, którą wyczarował ‘towarzysz’ mojego ukochanego. Byłam już kawałeczek od nich, ale spóźniłam się. Jedyne, co dostałam to spojrzenie smutnych i przepełnionych bólem oczu Remusa i szept z jego zakrwawionych ust:
- Przepraszam… Kocham cię…
Potem zniknęli.
        Padłam na kolana. Wiedziałam, kto to był. Kto mu to zrobił. Mężczyzna w szarych spodniach, czarnej koszuli i tak samo mrocznym, długim płaszczu. Z płowymi włosami i brodą. Z jasnymi oczami szaleńca. Greyback. Fenrir Greyback. Najbardziej niebezpieczny wilkołak wszechczasów, który przemienił, zgwałcił i nadal gnębił mojego Remusa.
        Syriusz podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Co się dzieje? – Zapytał.
Spojrzałam na niego.
- To Greyback – powiedziałam, łamiącym się głosem. – Zabrał Remusa. Gdzieś.
Zaczęłam krzyczeć. Syriusz przytulił mnie, ale nie dało mu to zbyt wiele, bo pobiłam jego klatkę piersiową.
- Ja nie wiem… Nie wiem, co robić, Megan – powiedział Syriusz.
- N-nie wiem co on od niego chciał. Wiecie... Co... On może... Zrobić mu... To nie jest człowiek. To zwierzę... Ja... Nie wiem nawet gdzie oni mogą być.
Zaczęłam płakać, nadal bijąc Syriusza.
- Wiem Meg. Ale ja nie mam pojęcia… Nie wiem – Syriuszowi załamał się głos.
- Remus mu się nie wyrywał. A jak na niego spojrzałam, to był smutny. Bardzo. I przeprosił, I powiedział ze mnie kocha.
Znowu zaczęłam go bić.
- Nie wiem nawet, gdzie on jest. Tak bardzo się martwię – powiedziałam załamującym się głosem.
Siedzieliśmy tak godzinę. Nawet nie zauważyliśmy, że pada.
        - Wypij to w końcu – mruknęłam smutno, kiedy szliśmy z Syriuszem. Nadal nie wypił tej wody z solą.
- Megan znajdziemy Remusa… Greyback na pewno ma jakiś słaby punkt. Każdy ma. – Powiedział mądrze Syriusz.
        Nie ON. ON nie ma. ON jest inny.
        Po chwili westchnieniem słuchałam, jak Syriusz wymiotuje w krzakach.
        Nie zostawia śladów. Zawsze wszystko zaciera. Ministerstwo Magii szuka go od ponad siedmiu lat i kiedy tylko dowiedzą się więcej, on zmienia miejsce zamieszkania... I wszystko. I cichnie. Na jakiś czas.
Remus dużo mi mówił o Greybacku. Jest nie do złapania.
Syriusz przytulił mnie, gdy skończył wyrzucać z siebie resztę tych gówien, które wypił i zjadł.
- Ja chyba zaraz zemdleję… - mruknęłam.
- Ale skoro on teraz ma ze sobą Remusa to będzie się wolniej przemieszczać. I możemy go złapać – stwierdził Syriusz.
- Oni już są tam. Najpewniej. Poza Ministerstwem do spraw teleportacji nikt nie może sprawdzać miejsc de i aportacji. Wiec najlepiej by mu było, gdyby od razu pojawił się na miejscu. A zresztą on pewnie i tak ma na sobie jakieś skomplikowane zaklęcie i oni i tak go nie widzą. Nawet gdyby nie miał, oni maja ten spis tylko tak 'żeby mieć'. Chyba nikt go nie sprawdza.
- No, a jeśli chodzi o demony i bogów śmierci przecież oni wiedzą gdzie jest każdy człowiek. Nawet nadnaturalny… Sebastian nam pomoże.
- Nie wiem, czy to coś da. Myślę, że Greyback i przed tym się zabezpieczył.
Syriusz westchnął.
- Syriusz... Odprowadzisz mnie do domu? – Spojrzałam mu w oczy.
- No jasne. Nie zostawię cię. – Powiedział. – I dzięki za tą wodę. Trochę mi lepiej.
Uśmiechnęłam się blado.
Usiadłam na ziemi. Nie chciałam dalej iść. Syriusz spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili zrobił to samo, co ja. Położyłam się i spojrzałam w niebo. Leżałam, jednocześnie myśląc o Remusie.
- Chcesz iść, czy nie – zapytał Syriusz. Spojrzałam na niego mętnym wzrokiem.
- Chodźmy. Marcel pewnie się denerwuje. Bo na pewno już wie. On zawsze wszystko wie.
Szliśmy w ciszy.
        - Syriusz… Złap mnie jakoś. Nie mam siły – mruknęłam słabo, kiedy byliśmy w parku botanicznym. Ledwo oddychałam. - Z drugiej strony to dobrze, że poszedłeś tam. Jakbyś nie poszedł, ja bym nie przyszła i nie zobaczyłabym Remusa.
Czarnowłosy westchnął głęboko.
- Tak, ale nie powinienem był tam iść. Ale ja jestem ostatni załamany tym wszystkim, co się dzieje w domu. Jeszcze gdyby nie to, że Lex przeze mnie cierpi, bo się o mnie martwi, to teraz jeszcze Remus zniknął…
Przytuliłam go.
- Syriusz, będzie dobrze. Znajdziemy go, nie? – Znowu zaczęłam płakać.
- Wiem. Na pewno.
Usiedliśmy na ławce. Nogi się pode mną uginały.
Jeszcze kilka godzin temu był ze mną... Jakbym mu nie pozwoliła wyjść... Gdyby nie poszedł... 
- To nie twoja wina… - Powiedział Syriusz, patrząc na mnie. Musiałam wyglądać strasznie.
- Ale był ze mną! Gdyby nie poszedł, to byłoby dobrze! Dlaczego w ogóle to zrobił? To wyglądało tak, jakby zaplanował to spotkanie z nim! Tyle razy wychodził do kolegi... Może wtedy nie wychodził do kolegi, a do niego? Ja nie wiem... Jak mogłam nie zauważyć? Czemu to robił?! Co ja źle zrobiłam...
- Megan! To nie twoja wina! Przestań… Znajdziemy go i będzie dobrze. – Mój przyjaciel złapał mnie za ramiona  i potrząsnął mną lekko.
Westchnęłam.
- Idziemy? – Zapytałam, wstając.
- Megan ja nie mogę muszę iść gdzieś. Muszę mu pomóc.
- Nie. Błagam Syriusz. Zostań w domu… Albo u Lexy. Tak. U Lexy. Ona nie pozwoli ci wyjść.
- Ale ja chcę mu pomóc! – Krzyknął. – Nie mogę… Muszę coś zrobić! Nie pozwolę, żeby on znów… Nie!
- Syriusz, do cholery! Idziesz. Nic nie zrobisz, nie teraz. Merlinie... Dlaczego to taki zły dzień dla mnie?! – Pociągnęłam go w bok, tak, żebyśmy nie stali w obrębie wzroku kamer.
ETHAN! Zadzwoń do Lexy, powiedz jej, że przysyłam Syriusza… Tam, na Dębowe. Bo tam jest punkt teleportacyjno-portalowy.  I powiedz, że nie ma wypuszczać go z domu. Już! Pisałam szybko do kolegi, jednocześnie krzycząc na Syriusza.
- Nie! Nie idę do niej! Nie chcę! Muszę coś zrobić, zostaw mnie!! – Syriusz już miał biec, ale uznałam, że nie pozwolę mu na to. Miałam kilka dodatkowych przywilejów, jako asasyn… Więc wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam na Blacka zaklęcie. Po chwili leżał pod moimi nogami, owinięty węzłami, które zaciskały się bardziej, gdy tylko wykonał gwałtowny ruch.
- Megan, wypuść mnie!! – Krzyknął.
Już. Lexy biegnie. Weź go tam. Narysowałam w powietrzy runę portalu. Bardzo cieszyłam się, że moja koleżanka mi ją pokazała. Kiedy jesteś czarownikiem od kilku dni, nie potrafisz zrobić portalu. A jako czarodziej… Nie znałam zaklęcia na to.
- Obiecaj, że nie wyjdziesz od niej z domu. Błagam… Nie chcę, żeby i tobie się coś stało – powiedziałam. Byłam załamana.
- No… Dobra – mruknął Syriusz.
Rozwiązałam go. Gdy tylko wstał, przytulił mnie mocno.
- Znajdziemy go i będziecie znów razem – powiedział zachrypniętym głosem.
- Tak… Tak – szepnęłam. – Idę do domu. Do… Do zobaczenia Syriusz.
I zniknął w otchłani czasoprzestrzeni.
        Szłam powoli, a ta droga wydawała mi się drogą do śmierci. Drogą usłaną różami… Z ostrymi kolcami, która zadawały mi okropny ból. Ból serca. Ono krwawiło. Krwawiło miłością, która nie miała granic.
Megan… Kocham cię, mój mały wilczku.
Remus? – Zapytałam.
Nigdy nie zostawię mojego małego wilczka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – Krzyczałam.
Muszę cię chronić, wilczku.
Będę cię chronił przed całym światem, bylebym tylko mógł być przy tobie.
Nie ma cię tu teraz! Dlaczego cię nie ma?!!
Nie pozwolę, żeby ktoś zranił mojego wilczka.

- Ty go zraniłeś! Zraniłeś swojego wilczka, zrobiłeś to! Jak mogłeś?! – Uderzyłam pięścią o beton, padając na kolana. Chyba złamałam sobie kość w nadgarstku. Krwawił.
        Co chwila przewracałam się, coraz bardziej zdzierając sobie skórę na kolanach i dłoniach. Mój nadgarstek piekł niemiłosiernie. Ale ten ból pomagał.
***
         Upadłem na twardą, kamienną posadzkę. Nagły ból w boku. Kopnął mnie. Krew na twarzy. Uderzył mnie z pięści. I zaraz siedział na mnie, chwilę po tym, jak ciągnąc mnie za włosy, przewrócił tak, że leżałem na plecach.
- Co ona tam robiła?! - Warknął, kolanem naciskając na moje krocze.
Miałem mroczki przed oczami.
- CO ONA TAM ROBIŁA?!! - Ryknął.
- Nie wiem! Nie wiem, zostawiłem ją w domu i powiedziałem, że idę do siebie! Nie miała wychodzić! - Zakryłem twarz rękoma.
Greyback zszedł mnie i westchnął.
- Czyli to przez tą idiotkę - mruknął.
Spojrzałem na niego.
- Nie wyzywaj... - Kopnął mnie w głowę.
Więcej grzechów nie pamiętam.




Lunaris